ZOBACZ DRUGĄ ODSŁONĘ "Po Toruniu"

4 grudnia 2019

📘#61: „Balladyna” – Robert Małecki, Marcel Woźniak i inni

✔️ 52/2019 (329)
Na początku września Juliusz Słowacki oblewał w zaświatach swoje 210 urodziny. Podobno wino lało się strumieniami, rzucano lotkami do tarczy ze zdjęciem portretowym Mickiewicza i czytano na głos utwory jubilata. Zabawa była przednia, przynajmniej tak twierdzi Norwid i trwała aż do końca października, kiedy to w świecie żywych nakładem wydawnictwa Filia ukazała się antologia opowiadań Balladyna. Szybkie łącza przesłały e-booka w zaświaty, Słowacki ściągnął plik, wrzucił na czytnik, poślinił wąsa i zaczął lekturę. A potem czerwieniał. Z każdym kolejnym przeczytanym opowiadaniem coraz bardziej i bardziej, aż wreszcie jego twarz przybrała barwę dojrzałego pomidora. Świadkowie mówią, że Juliusz ostatni raz był tak wkurzony w 1849, kiedy dotarło do niego, że umarł, a Mickiewicz nadal żyje. W jednej chwili zapomniał o swoim dawnym wrogu, bo oto zyskał ośmiu nowych, którzy nie dość, że opowiedzieli jego historię na nowo, to na dodatek zrobili to o wiele lepiej.

Antologia Balladyna to współczesne spojrzenia na klasyczny dramat o starciu dobra ze złem z 1839 roku. Wspominam o tej książce dlatego, ponieważ dwa opowiadania rozgrywają się w Toruniu. Są to mocne, świetnie skrojone, ale jednocześnie jakże różne kryminalne historie, za którymi stoją (niekoniecznie starsi) panowie dwaj: Robert Małecki i Marcel Woźniak. Ci zatwardziali „kryminaliści” ponownie uznali, że Toruń ma za dużo mieszkańców, więc trzeba kogoś zabić. No, i się zaczęło...

W Grze Małeckiego mamy śledztwo w sprawie zabójstwa kobiety. Jej ciało policjanci znajdują w domu jednorodzinnym na Rudaku. Do zbrodni doszło właściwie pod nosem gliniarzy, bowiem dom był pod ich obserwacją. Sprawę starają się wyjaśnić podkomisarz Wiesław „Batman” Batorski i  aspirantka Kalina „Lina” Kruk. Robertowi udało się stworzyć mroczny i gęsty klimat rodem z najlepszych skandynawskich kryminałów. Doskonale oddał też tę charakterystyczną senność lewobrzeża, gdzie czas odmierza stukot kolejnych przejeżdżających pociągów. Akcja została osadzona w czerwcu 2014 roku i jedną z ważniejszych, historycznych lokacji jest tu stara wozownia przy Dybowskiej, zburzona w sierpniu 2015 roku. W tle Gry pojawia się burdel z ekskluzywnymi paniami, zaginięcie, a także śledztwo „wewnętrznych”. W skrócie: esencjonalny kryminał dochodzeniowy, który na długo zapada w pamięć.

Raz, dwa, trzy, znikasz ty Marcela Woźniaka również zaczyna się od trupa, a właściwie dwóch. Tutaj jednak nie śledztwo jest najważniejsza, a sama historia. Historia tego jak doszło do tych zgonów. Muszę Wam powiedzieć, że to znakomita opowieść, którą – dla lepszego efektu – powinno się czytać nocą przy kominku. Ale weź tu człowieku miej w wieżowcu kominek. Ciężka sprawa, ale i tak spijałem słowa z kolejnych stron, jakby to było najlepsze wino. Raz, dwa, trzy, znikasz ty, to jeden z tych tekstów, w których wszystko ma jakieś znaczenie, a przeskoki w czasie tylko to potęgują, dlatego wydaje mi się, że co bym nie napisał o fabule, byłoby spoilerem. No dobra, spróbujmy... Opowiadanie zaczyna się tym, że przy ulicy Ugory gliniarze znajdują odciętą głowę kobiety. Na miejsce przyjeżdża prokurator Cyriak Mauer (znany z trylogii o Brodzkim) i ledwie zapoznaje się z osobliwym znaleziskiem, gdy dostaje telefon, że w jednym z mieszkań w apartamentowcu przy Fałata są kolejne zwłoki. Problem w tym, że odcięta głowa jest łudząco podobna do tej, zwieńczającej martwe ciało drugiego trupa. Prokurator musi teraz rozkminić o co w tym wszystkim chodzi, ale – jak już wspomniałem wcześniej – w opowiadaniu Marcela nie chodzi o śledztwo, a o samą historię, która doprowadziła do zgonów obu kobiet. Nieczęsto to mówię, tym bardziej pod adresem opowiadań, ale... szczena opadła. Wielkie gratki, Marcel. Moim zdaniem, Raz, dwa, trzy, znikasz ty ryje beret niczym najlepsze filmy Lyncha. To jeden z tych tekstów, które samemu by się chciało napisać.

Ale Balladyna nie kończy się na dwóch opowiadaniach. W sumie jest ich osiem i oprócz wspomnianych wyżej dwóch, warto też zwrócić uwagę na Opowieść pioruna Łukasza Orbitowskiego. To nie jest ani kryminał, ani thriller, bardziej dramat społeczny o życiu i umieraniu, ale świetnie napisany, co akurat nie jest zaskoczeniem, bo w końcu to Orbitowski, co nie?

Bardzo podobał mi się też Upadek Marka Stelara. Ta – osadzona w gangsterskim świecie rządzonym przez bezwzględną „Bellę” – wyrazista opowieść, to historia o autodestrukcji oraz o karmie, która z opóźnieniem, ale wraca i daje po mordzie.

Balladynę charakteryzuje różnorodność, zarówno stylów, jak i podjętych tematów. Choć inspiracją do napisania każdego z opowiadań było dzieło Słowackiego, każdy z Autorów interpretuje i adaptuje je na swój indywidualny sposób. To jeden z najciekawszych zbiorów, jakie miałem okazję przeczytać i o ile lubicie kryminały oraz Toruń, to i Wam nowa Balladyna powinna przypaść do gustu. 

Tak więc, Julek, nie spinaj się tak, weź na wstrzymanie i zrozum wreszcie, że są lepsi od ciebie. ツ

ISBN: 978-83-8075-693-9
wydawca: Filia
ilość stron: 432
rok wydania: 2019
typ okładki: miękka ze skrzydełkami

Dziękuję Wydawnictwu Filia
za udostępnienie egzemplarza książki.