ZOBACZ DRUGĄ ODSŁONĘ "Po Toruniu"

30 września 2018

Pszczelarz Kopernik (mural)

Skarpa, to muralowe zagłębie Torunia. Pod koniec sierpnia odsłonięto tu kolejny wielkoformatowy obraz. Tym razem bohaterem malowidła jest Mikołaj Kopernik, który pozbywa się astrolabium na rzecz czerpaka do miodu i – wyjątkowo – nie towarzyszą mu gwiazdy, a niewielki rój pszczół.

Ten niecodzienny obraz naszego astronoma, to wizja lwowskich artystów: Leonida i Marty Podolyak oraz Kolii Tsar. To właśnie ta trójka stoi za projektem i wykonaniem tego muralu. I o ile obecność Kopernika nikogo nie dziwi, o tyle te pszczoły... No właśnie, skąd one i po co? To nawiązanie do tego czym kiedyś była Skarpa i sąsiednie Rubinkowo. W czasach, kiedy największe „sypialnie” Torunia, nie były jeszcze sypialniami, dominowały tu: pustynia i pola lnu. A pszczoły lubią len. Tak więc mamy tu takie subtelne nawiązanie do przeszłości ziem, na których wyrosły wschodnie osiedla naszego miasta.

Mural o wymiarach 30x9 m został zrealizowany w ramach projektu budżetu partycypacyjnego. Znajdziecie go na wschodniej ścianie wieżowca przy ulicy Szosa Lubicka 170.

7 września 2018

📘#41: „Otchłań” - Marcel Woźniak

Przyszła pora na wielki finał trylogii Marcela Woźniaka. Detektyw Leon Brodzki staje do ostatecznej walki z legendarnym toruńskim gangsterem „Elfem”. Ale zanim to zrobi, musi najpierw wyjść z więzienia...
Wszystko zaczęło się w „Powtórce”, potem było „Mgnienie”. Dużo ofiar i zbrodni, i czerwona od krwi Wisła. Toruń nie przypominał tego uroczego miasta uchwyconego na pocztówkach i sweet fociach z wakacji. Marcel doskonale uchwycił i wyciągnął na powierzchnię bród najgorszych miejskich rynsztoków, gdzie niektórzy ludzie już dawno zerwali z człowieczeństwem. Taka też jest „Otchłań”. A może nawet Toruń w tej ostatniej części jest gorszym miejscem, niż w poprzednich dwóch? Jak czytamy w jednym z pierwszych zdań: Ludzie w tym mieście przestali mieć problemy z zasypianiem, odkąd ze strachu przestali zasypiać w ogóle. Bo w Toruniu koszmary śniono na jawie.
W Toruniu Marcela Woźniaka nie chcielibyście mieszkać. To miasto ociekające krwią, śmierdzące zbrodnią i rozkładającymi się zwłokami. Chyba przy okazji pisania o „Powtórce”, porównałem Toruń wykreowany przez Marcela do batmanowskiego Gotham City. Nadal to podtrzymuję. Autorowi udało się utrzymać w ryzach ten niesamowity i mroczny klimat, który przez całą trylogię trzymał Czytelników za gardła. „Otchłań” ściska nawet mocnej, bo przestępcom puściły wszystkie hamulce, a jakby tego było mało, toruńską policją rządzi skorumpowany kundel. Sami więc rozumiecie, Brodzki nadal ma pełne ręce roboty, której przecież, od czasów „Powtórki”, nie skończył. A w mieście jest cholernie źle. Fala przemocy przelewa się przez wszystkie dzielnice, kostucha wywija kosą, jakby tańczyła tahtib, a jakby tego było mało, z Warszawy przyjeżdża dziennikarka, która za cel do nowego reportażu, obrała sobie Brodzkiego.
Tak, bo w plejadzie dobrze nam znanych bohaterów, których poznaliśmy i polubiliśmy już w poprzednich tomach, pojawia się ktoś zupełnie nowy: Berenika Vesper – młoda, ambitna i cięta na psiarnię redaktorka, która i tym razem nie ma zamiaru popuścić policji. Szybko jednak ogarnia, że w mieście Kopernika nie wszystko jest takie, jakim się wydaje, a Zło wcale nie ma oblicza Leona Brodzkiego. Vesper, to ciekawa postać, która jest jak świeży powiew wiatru.
„Otchłań”, to bezpośrednia kontynuacja „Mgnienia” i razem z „Powtórką” stanowią jedną całość, jedną historię, której czytanie należy zacząć od „Powtórki” - to takie info dla tych, którzy dopiero chcą zacząć przygodę z Brodzkim. A zacząć wypada, bo trylogia Marcela Woźniaka jest jak przewodnik po najbardziej zakazanych rewirach Torunia, po miejscach, gdzie najłatwiej dostać kosą pod żebra, stracić kilka zębów czy złapać trypra.

ISBN: 978-83-7976-891-2
wydawca: Czwarta Strona
ilość stron: 480
rok wydania: 2018
typ okładki: miękka
seria: Leon Brodzki (tom 3)
 
 
 
 
 

4 września 2018

📘#40: „Skaza” - Robert Małecki

Chełmża – niewielkie miasteczko oddalone od centrum Torunia o dwadzieścia kilometrów. Niespełna pół godziny samochodem, ponad godzinę rowerem. Tę trasę, właśnie na rowerze, wielokrotnie pokonywał ks. Wincenty Frelichowski kursując między toruńskim kościołem mariackim, a swoim domem rodzinnym przy Chełmińskiej 5, nieopodal chełmżyńskiego Rynku. To było przed wojną. W 2016 roku urok miasteczka nad jeziorem dostrzegli filmowcy, kręcąc tu pierwszy sezon hitowego „Belfra”, a dwa lata później, w pewne mroźne i pochmurne styczniowe przedpołudnie, do Chełmży zawinął Robert Małecki. A wiadomo, gdy Małecki pojawia się w mieście, oznacza to jedno – ktoś umrze i to niekoniecznie śmiercią naturalną. Zastanawiacie się, skąd wiem o tej wizycie? Byłem tam wtedy, razem z Aniołem Śmierci, który teraz oddaje w wasze ręce swoje najnowsze dziecko - „Skazę”.
Lód, śnieg, mgliste noce i dwa trupy. Senne miasteczko zostaje brutalnie wybudzone z zimowego snu. Śmierć zapukała do bram, więc wypadałoby otworzyć.

Ofiara numer jeden, to nastolatek, pod którym najprawdopodobniej załamał się lód. Ofiara numer dwa – bezdomny, który zmarł w łódce pozostawionej na jeziorze. Wszystko wskazuje na to, że były to nieszczęśliwe wypadki i tylko przypadek sprawił, że wydarzyły się jednej nocy.

Chyba, że to nie był przypadek...

Właśnie to stara się ustalić komisarz Bernard Gross – glina z przeszłością, który w Chełmży chciał znaleźć spokój (no to się facet przejechał). Na pewno pomyślał sobie, że Chełmża to nie Sandomierz, gdzie trupy do kolejnych odcinków „Ojca Mateusza”, trzeba ściągać z powiatu, bo wszyscy mieszkańcy miasta albo są na cmentarzu, albo siedzą za zabójstwa. I faktycznie, przez dziesięć lat Gross miał względny spokój. Aż do teraz. I to jeszcze w zimę, kiedy można sobie odmrozić ręce, nogi i... parę innych części ciała. Ale za to zima, jak żadna inna pora roku, ma w sobie ten specyficzny klimat grozy, który Robert Małecki uchwycił i z całą mocą wykorzystuje. Tak, „Skaza” ma fantastyczną atmosferę, dostrzegalną już od pierwszych stron. To kryminał na miarę „Fargo”, ze świetną historią, bohaterami i otoczeniem, czyli Chełmżą, która spowita we mgle wygląda naprawdę magicznie.
Są też wątki toruńskie, a jakże. Komisarz Gross parokrotnie odwiedza nasze miasto, w którym dekadę wcześniej mieszkał i pracował, i w którym zostawił żonę w śpiączce. No dobra, „zostawił” nie brzmi najlepiej. Kobiecina przebywa w Fundacji „Światło”, więc lepszej opieki mieć nie może. W Toruniu pewnie wszyscy znają tę instytucję. Siedziba Fundacji mieści się tzw. prezydentówce – pięknym XIX-wiecznym pałacyku, w którym przed wojną mieszkali prezydenci Torunia. W powieści pojawiają się też toruńskie osiedla i oczyszczalnia ścieków, ta przy Szosie Bydgoskiej. Również wszyscy policyjni technicy pojawiający się w Chełmży i prokurator, dojeżdżają z Torunia. Ale tak to już jest, chciał czy nie chciał, większe miasto w jakiś sposób oddziałuje na mniejsze.
Wracając do fabuły. „Skaza” obejmuje wiele wątków, zahacza o przeszłość, pokazuje niełatwe relacje rodzinne i prywatne życie policjantów, oddaje senność małych miejscowości. Sam główny bohater nie jest kolejnym banalnym pijakiem, który – w myśl zasady, że głupi ma szczęście – fuksem rozwiązuje kolejną zawiłą sprawę. Autor naprawdę się postarał tworząc swojego nowego głównego bohatera, jakże różniącego się od kudłatego fana Dżemu – Marka Benera. A muszę powiedzieć, że byłem sceptycznie nastawiony, gdy Robert pierwszy raz wspomniał mi, że robi gliniarza. Spodziewałem się kolejnego nawalonego troglodyty-rozwodnika, a tu takie zaskoczenie! Gross wypadł znakomicie i już nie mogę się doczekać kolejnej sprawy, którą będzie prowadził. Bo, proszę Państwa, w Chełmży śmierć postanowiła zostać na dłużej i urządzić krwawe żniwa; tańczy z kosą i głowy ścina. Zatem Bernard Gross wkrótce powróci. A tymczasem polecam Wam „Skazę”, bo to bardzo dobry kryminał jest. 

ISBN: 978-83-7976-016-9
wydawca: Czwarta Strona
ilość stron: 568
rok wydania: 2018
typ okładki: miękka
seria: komisarz Bernard Gross