ZOBACZ DRUGĄ ODSŁONĘ "Po Toruniu"

25 stycznia 2021

„Muratorowie Św. Jana” – Emilia Skibniewska-Polcoch (📘№ 80)

📂 4/2021 (373)
Muratorowie Św. Jana to jedna z moich najnowszych antykwarycznych zdobyczy i jednocześnie jedna z najstarszych książek jakie mam w swojej bibliotece. Została wydana w 1947 roku nakładem warszawskiej oficyny Galster, Lauter i Rutkowski. Wydawnictwo mało znane i raczej nie mające wiele pozycji w swoim dorobku. Szybki „risercz” doprowadził mnie do takich tytułów jak Dzieje Anglii, Maria Curie czy Księga z San Michele (wszystkie wydane w 1946 roku). Omawiana dziś pozycja jest najstarszą na jaką natrafiłem.
 
Swój egzemplarz sprowadziłem aż z Wrocławia i pomimo 73 lat, które odbiły się na pożółkłych stronach, nie był ani razu czytany. Skąd ta pewność? Ano stąd, że strony były nieporozcinane. W ogóle książka chyba nie miała spotkania z gilotyną, ale traktuję to jako część jej uroku. W każdym razie, strony porozcinałem i zabrałem się do lektury. Zanim jednak napiszę kilka zdań o fabule powieści, chciałbym zwrócić waszą uwagę na Autorkę. Emilia Skibniewska-Polcoch, to kolejna pisarka niezwiązana z Toruniem, która zdecydowała się o nim napisać.  Autorka mieszkała przed wojną w Warszawie i tu też wydała w 1928 roku swoją debiutancką powieść Na przełęczy. Po klęsce powstania w 1944 roku opuściła stolicę i osiadła w małopolsce, a konkretnie w Myślenicach. Tu uczyła języka polskiego w liceum, tutaj także powstali Muratorowie Św. Jana. Trochę przejrzałem internet i wychodzi na to, że to była Jej druga i ostatnia książka.
 
A skoro już o książce mowa... Muratorowie Św. Jana to rozgrywająca się w latach 1250 – 1671 powieść historyczno-obyczajowa o rodzie Strzępirogów. Co, nie słyszeliście o nim? Spokojnie ja też. Ale to nazwisko faktycznie figuruje w wykazie czynszów miejskich, które były spisywane od 1317 r. Wydaje mi się jednak, że życiorysy kolejnych członków rodziny zostały na potrzeby książki zmyślone, niemniej całe tło i świat, w którym przyszło żyć kolejnym pokoleniom, są jak najbardziej historyczne. Tłem tym jest tu Kościół Św. Jana (choć czasem wydaje się głównym bohaterem powieści) czyli dzisiejsza Bazylika katedralna św. Janów i kolejne budowy i przebudowy tej świątyni. Warto tu wspomnieć, że obecna budowla jest czwartą, która stoi w tym miejscu, a pierwsza powstała prawdopodobnie tuż po lokacji Torunia. O tym wszystkim pisze również Emilia Skibniewska-Polcoch i robi to dość ciekawie. Piszę „dość” ponieważ nie przepadam za przedwojenną kompozycją zdań, a właśnie z taką mamy tu do czynienia. Trzeba się po prostu do tego przyzwyczaić, przestawić zapadki w mózgu na styl retro, a wtedy jakoś da się przez to przebrnąć.
 
Wspomniałem wcześniej, że Muratorowie Św. Jana to powieść historyczno-obyczajowa. Według mnie taka właśnie jest. Wątki obyczajowe dotyczą oczywiście przedstawicieli kolejnych pokoleń rodu Strzępirogów. Jako Czytelnicy, jesteśmy świadkami zarówno ich wzlotów, jak i upadków, radości i tragedii. A wszystko zaczyna się od Janka Strzępiroga i jego oddaniu budowie staromiejskiej świątyni. Właściwie życie każdego męskiego przedstawiciela tej rodziny w mniejszym lub większym stopniu kręci się wokół budowy kolejnych kościołów pw. św. Jana. Oddani sprawie, poświęcają się jej bez reszty, często przypłacając to swoim zdrowiem (również psychicznym), a nawet życiem.
 
Jako, że książka ma niespełna 170 stron, a akcja rozkłada się na ponad 420 lat, dzieje się tu wiele. Wydarzenie goni wydarzenie, a gdzieś na trzecim planie majaczą nam dzieje samego Torunia: budowa i rozbudowa ratusza, upadek Krzyżaków, najazd Szwedów...
 
Muratorowie Św. Jana, to kolejna po Toruńskiej Królewnie ciekawostka literacka związana z naszym miastem. Co do dostępności książki... No cóż, jest to pozycja raczej uznawana za rzadką. Najlepiej więc śledzić allegro i polować na okazję.
 
pełny tytuł: Muratorowie Św. Jana. Słowo o Toruniu
ISBN: -
wydawca: Galster, Lauter i Rutkowski
ilość stron: 168
rok wydania: 1947
oprawa: miękka

18 stycznia 2021

Dawny Dom Społeczny im. Józefa Piłsudskiego

Bydgoskie Przedmieście » ul. Mickiewicza 2/4
📂 3/2021 (372)
Kto czyta Po Toruniu regularnie, ten wie, że jestem fanem modernizmu i to nie tylko tego toruńskiego, ale modernizmu w ogóle. Tym razem chciałbym przedstawić Wam kolejny ciekawy obiekt będący przedstawicielem architektury z okresu Drugiej Rzeczypospolitej. Pewnie większość z Was zna go bardzo dobrze, choć pod współczesną nazwą, jako Dom Studencki nr 1.
 
No dobra, ale może zacznijmy od początku i cofnijmy się w czasie. Jest rok 1935. W maju Polska pożegnała swojego wodza – Józefa Piłsudskiego. W stolicy Pomorza, wprawdzie śmierć ta również odbiła się szerokim echem, ale życie toczyło się dalej i na rogu ulic Mickiewicza i Czerwona Droga (ob. Tujakowskiego) właśnie dobiegała końca budowa Domu Społecznego. Projekt gmachu wykonał latem 1934 roku inżynier kapitan Leopold Jarosławski, który rok wcześniej zrobił aranżację wnętrz kina Mars przy ul. Warszawskiej. Niestety, pierwsze projekty nie przypadły do gustu władzom miejskim, które stwierdziły, że budynek nie pasuje do koncepcji planowanej w okolicy zabudowy. Jarosławski dokonał więc poprawek i w listopadzie 1934 r. budowa ruszyła.
rok 1935, finisz budowy | sygn.: 1-P-1237 | za: NAC
Rok później Dom Społeczny był już gotowy. Oficjalnie oddano go do użytku 11 listopadzie 1935 r. Swoją drogą, przy dawnych budowach zawsze zaskakuje mnie ich tempo. Dysponując dużo bardziej prymitywnym sprzętem niż ten dzisiejszy, ówcześni budowniczowie potrafili dość szybko ogarnąć temat. Tak czy inaczej na tej konkretnej budowie działali chłopaki z Przedsiębiorstwa Inżyniersko-Budowlanego Józefa Dreckiego, a kierownikiem budowy był inżynier Michał Trembecki. W jednym z weekendowych wydań Dnia Pomorskiego, jeszcze przed oddaniem budynku, czytamy m.in.: 
"Mija zaledwie dni 300 roboczych, jeszcze znacznie mniej, a już u zbiegu ulicy Mickiewicza z Czerwoną Drogą wznosi się potężny gmach 3-piętrowy, pojemności 14.000 kubików, o froncie długim od ul. Mickiewicza 31 metrów, od Czerwonej Drogi 32,80 m.
Dzień Pomorski, 7-8 września 1935 r.

rok 1938 | sygn.: 1-P-1238-1, 1-P-1238-2 | za: NAC
Koszt budowy zamknął się w kwocie 395 tys. zł. Kwota nie należała do najmniejszych, tym bardziej, że nie była to inwestycja stricte miejska. Opiekę nad całością sprawował Zarząd Towarzystwa „Dom Społeczny”. Jak czytamy dalej w artykule Dnia Pomorskiego:
"Czterysta tysięcy złotych — toż to olbrzymi kapitał! Trzeba go było skrzętnie zbierać z niewielkich opłat organizacyj, bo nie wszystkie zadeklarowały większe kwoty; wreszcie z dotacyj, zapomóg, imprez, „cegiełek“ w formie wydanych pocztówek, wyobrażających projektowaną fasadę „Domu Społecznego“.
Budynek od początku miał oświetlenie elektrycznie i centralne ogrzewanie. Trzypiętrowy gmach podzielono na 77 pomieszczeń, do tego dochodziły dwie sale konferencyjne (na drugim i trzecim piętrze), duża sala koncertowa oraz pokoje brydżowe. Dom Społeczny miał był bazą wielu organizacji o charakterze społeczno-kulturalnym. W 1936 roku w budynku swoje siedziby miały m.in.: pomorskie oddziały Ligi Obrony Powietrznej Państwa, Ligi Morskiej i Kolonialnej, Zarząd Harcerstwa Polskiego, Koło Towarzystwa Wiedzy Wojskowej, Komenda Chorągwi Harcerek i Harcerzy, Pomorskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt, Toruński Okręg Polskiego Czerwonego Krzyża, Pomorski Związek Teatrów Ludowych, Pomorski Związek Śpiewaczy, Komenda Okręgowa Związku Strzeleckiego, Związek Nauczycielstwa Polskiego, Wojewódzki Związek Straży Pożarnej, a także Biblioteka Wojskowa D.O.K. VIII oraz redakcje tygodnika Straż Nad Wisłą i miesięcznika Przysposobienie Obywatelskie.
rok 1936, fot. Henryk Poddębski | sygn.: 3/131/0/-/403/68 | za: NAC
Część parteru zaadaptowano na lokale użytkowe. Mieścił się tu m.in. zakład fryzjerski Władysława Martynka, swój ośrodek propagandy miał LOPP, a w największej z sal otworzono kawiarnię „Italjanka”, której właścicielem był Stanisław Hass. „Italjanka” była filią, mieszczącej się przy ul. Królowej Jadwigi 13/15, kawiarni „Italja”.
 
Warto zaznaczyć, że Dom Społeczny był pierwszym tego typu obiektem w Polsce, ale wkrótce idea skupienia w jednym budynku tak wielu organizacji rozniosła się po całym województwie i podobne obiekty miały powstać m.in. w Bydgoszczy, Gdyni czy Wąbrzeźnie.
 
Projekt Jarosławskiego zakładał umieszczenie nad wejściem, na wysokości trzeciej kondygnacji orła autorstwa Ignacego Zelka. Nie wiem dlaczego zaniechano tego pomysłu, ale zrobiono to w ostatniej chwili. Na powyższych zdjęciach widać nawet miejsce, gdzie miał być zawieszony, a gdzie w końcu znalazł się napis „Dom Społeczny imienia Józefa Piłsudskiego”. Zarząd Towarzystwa „Dom Społeczny” tak właśnie uczcił pamięć o zmarłym kilka miesięcy wcześniej Marszałku.
 
W gmachu na rogu Mickiewicza i Czerwonej Drogi występował m.in. chór „Dzwon” pod batutą Zygmunta Moczyńskiego, swoje dzieła wystawiała Konfraternia Artystów, a Polska Agencja Telegraficzna wyświetlała filmy wąskotaśmowe. Torunianie spędzali tu aktywnie czas aż do września 1939 roku. 
 
Wejście Niemców do miasta było niczym trzęsienie ziemi, po którym zostały tylko gruzy dawnego świata. W przypadku Torunia należy to odczytywać metaforycznie, albo w kategoriach społecznych. Na szczęście architektura naszego miasta nie ucierpiała zanadto, ani w czasie kampanii wrześniowej, ani później. Szkopy weszli tu jak do siebie, mordując przy okazji Polaków i zajmując wszystkie budynki użyteczności publicznej, w tym nasz Dom Społeczny, który oczywiście przestał pełnić swą pierwotną funkcję. Budynek zaadaptowano na internat dla Ingenieurschule für Luftfahrttechnik czyli po naszemu Szkoły Inżynierii Lotniczej, która mieściła się w niedoszłym gmachu Muzeum Ziemi Pomorskiej (ob. Wydział Matematyki i Informatyki UMK) przy ul. Chopina.
lata '50, fot. Alojzy Czarnecki
| za: Toruń - Tadeusz Petrykowski (Sport i Turystyka, 1957)
Po wejściu sowietów do miasta w 1945 roku, przez krótki czas internat zamieniono na ruski szpital, ale już we wrześniu 1945 roku władze miejskie przekazały budynek powstałemu właśnie Uniwersytetowi Mikołaja Kopernika. Szybko okazało się, że gmach wymaga kapitalnego remontu, bowiem sowieci, a później szabrownicy wynieśli wszystko co się dało. Nie było instalacji, okien, ani nawet klamek w drzwiach. Bardzo szybko przeprowadzono remont (raczej pobieżny) i już w grudniu '45 wprowadziły się tu władze uczelni. Tak, to tutaj był pierwszy rektorat i dziekanaty, mieszkali tu także profesorowie i studentki. Nie, to nie jest literówka - Dom Studencki nr 1 naprawdę zaczynał jako żeński akademik. Pomimo tych wszystkich zmian, gmach zachował część swoich pierwotnych funkcji. Na przykład do roku 1950, tak jak przed wojną, na parterze działał fryzjer, „Italjankę” zastąpił klub studencki „Kafe-Klub” i bufet „Baśka”.
 
Pierwszy generalny remont przeprowadzono dopiero w 1956 roku, a dwa lata później właśnie w tym gmachu zaczynał klub „Od Nowa”.
 
Tak dojechaliśmy do końca tej historii. Z przeszłości przenieśliśmy się z powrotem do czasów współczesnych. Dziś Dom Studencki nr 1 to 70 pokoi dla ponad 190 studentów. Oprócz tego w budynku mieści się akademickie archiwum oraz biuro i magazyn Wydawnictwa Naukowego UMK. Obecny wygląd, gmach zyskał w 2014 roku po kolejnym generalnym remoncie.





Źródła: Katarzyna Kluczwajd – Bydgoskie Przedmieście (Księży Młyn, 2019); Dom Społeczny im. Marszałka Piłsudskiego w Toruniu [w:] Dzień Pomorski, nr 207/1935; Tadeusz Petrykowski – Toruń (Sport i Turystyka, 1957); Księga Adresowa Miasta Torunia 1936; UMK w przestrzeni miasta 1945-2015; Kujawsko-Pomorska Biblioteka Cyfrowa Narodowe Archiwum Cyfrowe.

11 stycznia 2021

„Toruńska Królewna” – Lucyna Sieciechowicz (📘№ 79)

📂 2/2021 (371)
Z toruńsko-książkowymi nowościami staram się być na bieżąco. Oczywiście, nie wszystkie tytuły udaje mi się zaprezentować na blogu, bo nie wszystkie mnie interesują, nie na wszystkie mnie stać i nie wszystkie są warte swojej ceny. Nowości, to jedno, ale w tak zwanych „starociach” też staram się od czasu do czasu grzebać i regularnie sprowadzam je z różnych antykwariatów internetowych. Jedną z takich pozycji jest bajka, czy też bardziej baśń Lucyny Sieciechowicz Toruńska Królewna, wydana w roku 1962. Książki dla dzieci już wcześniej pojawiały się na Po Toruniu, wystarczy wymienić choćby Mataszkowie i skarby Torunia Tomasza Stochmala, czy wydany po raz pierwszy po polsku w 2019 r. klasyk Baśń o toruńskim pierniku Elise Püttner. Toruńska Królewna to właściwie też już „klasyk”, w końcu ma 59 lat i pośrednio też jest o piernikach. 
Akcja książki  została osadzona w siedemnastowiecznym Toruniu. Cała historia ciągnie się przez ładnych kilka lat i opowiada o losach młodego Walka, który jedyne o czym marzy, to pięknie rzeźbić. Ale żeby móc pięknie rzeźbić, to trzeba dużo ćwiczyć. No, i Walek ćwiczy... Najczęściej na szkolnej ławce. To natomiast nie bardzo podoba się nauczycielom, którzy z kolei ćwiczą Walka... rózgą.
 
W ogóle w tej niewielkiej książeczce przemoc wobec dzieci jest dość powszechna i akceptowana. Oczywiście, pewnym usprawiedliwieniem są czasy, o których opowiada ta historia i w których została napisana. „Bo tak kiedyś było” – wydaje się tu jedynym wytłumaczeniem, co nie oznacza, że wzbudziło to moją aprobatę. Wręcz przeciwnie. Ale poza tym, ogólny przekaz jest bardzo pozytywny i mówi wprost: warto mieć marzenia i dążyć – pomimo kłód rzucanych przez los i innych ludzi – do ich spełnienia. Walko, to marzenie ma bardzo mocno sprecyzowane – chce być artystą rzeźbiarzem, co wpędza go w liczne kłopoty. Pewnego dnia idzie do kościoła Mariackiego, aby nauczyć się misternych wykończeń zdobiących stalle. Tam przyłapuje go kościelny, który myśli, że chłopak chciał zniszczyć zabytkowe siedziska. Tak Walek trafia przed sąd. Z dzisiejszej perspektywy, cała sytuacja wydaje się cholernie absurdalna, ale siedemnastowieczny Toruń rządził się swoimi prawami. Tak czy inaczej chłopiec zostaje skazany na chłostę. Sprowadzają więc kata i robią pokazówkę przed Ratuszem Staromiejskim. Po wszystkim chłopak musi jeszcze odstać swoje, przykuty łańcuchami do słupa. Tak poznaje Kachnę – córkę Jerzego Radzibura, mistrza piernikarskiego. Wkrótce przyjdzie Walkowi uratować małą, za co zaskarbi sobie dozgonną wdzięczność starego i powoli, małymi kroczkami jego marzenie zacznie się ziszczać. 
Ta historia jest – jak już wcześniej wspomniałem – o dążeniu do celu, ale i o tym jak powstały najpiękniejsze piernikowe formy. Tak, dobrze się domyślacie, w tej opowieści, to właśnie Walek zostaje ich twórcą. W tle mamy zgrabnie opisany historyczny Toruń oraz związane z nim wydarzenia, jak choćby przybycie latem 1627 roku króla Zygmunta III Wazy.
 
Sama Autorka nie była związana z Toruniem. Lucyna Sieciechowicz urodziła się w 1909 roku we wsi Morasku pod Poznaniem. Zaczęła publikować dopiero po II wojnie światowej, kiedy osiadła w Zakopanem. Skupiła się na książkach dla dzieci i młodzieży i napisała ich w sumie kilkanaście. Zmarła w 1986 r.
 
Warto też wspomnieć, że książka jest ilustrowana, a autorem tych ilustracji jest Antoni Uniechowski, znany i ceniony w tamtym czasie rysownik. Ilustrował m.in. powojenne wydania Potopu, Lalki czy Popiołów, a w latach 1945-1956 współpracował z tygodnikiem Przekrój.
Co ważne, w Toruńskiej Królewnie nie ma archaizmów, więc współczesne dzieciaki powinny wszystko zrozumieć. Ja nie mam potomstwa, więc potraktowałem tę pozycję, jako literacką ciekawostkę. Z dostępnością książki nie ma większego problemu, swoje zrobił duży nakład (natrzaskali tego 60 tys.). Na allegro powinniście znaleźć od kilku do kilkunastu ofert, ceny zaczynają od niespełna 10 zł (z przesyłką).
 
ISBN: -
wydawca: Biuro Wydawnicze „RUCH”
ilość stron: 48
rok wydania: 1962
oprawa: miękka

4 stycznia 2021

Podsumowanie roku 2020

📂 1/2021 (370)
Pierwszy tegoroczny wpis na blogu Po Toruniu chciałbym poświęcić podsumowaniu roku 2020. To, że nie był to rok normalny, pisać nie muszę, bo to tzw. „oczywista oczywistość”. Nie zmienia to jednak faktu, że ta nienormalność miała - przynajmniej po części - wpływ również na blog, a konkretnie na częstotliwość wpisów oraz wyświetlenia. Właściwie jedno wynikało z drugiego, bo mniej wpisów = mniej wyświetleń. Ale pomimo tych wszystkich zawirowań, nie było tak źle, a poza tym wszystkim udało się wystartować z zupełnie nowym projektem... No dobra, zacznijmy może od początku...
| odsłony bloga w 2020
Według statystyk, w 2020 r. wchodziliście na Po Toruniu ponad 50 tys. razy (w 2019 było to ponad 61 tys.), a najlepszymi miesiącami był styczeń i czerwiec, kiedy to odnotowałem po 5 226 wyświetleń. Oczywiście najwięcej Czytelników było z Polski (57%), drugie miejsce na podium zajęli Amerykanie (11%), a trzecie Niemcy (5%). Więcej danych przedstawia poniższy diagram:
| TOP20 geolokalizacje w 2020
Zmiany jakie wprowadziłem w roku 2019 (rezygnacja z relacji z wydarzeń oraz rowerowych wypadów za miasto), Po Toruniu składa się teraz z dwóch filarów. Pierwszy to artykuły poświęcone konkretnym miejscom na mapie Torunia, drugi to prezentacje książek o naszym mieście. W 2020 opublikowałem w sumie 35 wpisów (w 2019 było ich 57), z czego 19 o miejscach, a 14 o toruńskich publikacjach. Dwa pozostałe to Podsumowanie roku 2019 oraz informacja o starcie bloga Dziki Toruń. Wpisy zostały zilustrowane 265 autorskimi zdjęciami (łącznie na blogu jest ich już 5 182).
 
Najpopularniejszym wpisem (czyli takim mającym najwięcej wyświetleń) opublikowanym w 2020 był Dom Heleny Grossówny. Skoro jednak Po Toruniu to – jak wspomniałem wcześniej – dwa filary, to również te najpopularniejsze teksty należy rozbić na dwie kategorie.
Ponadto we wrześniu 2020 wystartowałem z drugą odsłoną bloga Po Toruniu. Dziki Toruń to zupełnie inne spojrzenie na miasto i jednocześnie miejsce, gdzie mogę dzielić się moim zamiłowaniem do przyrody. Po Toruniu 2 to w chwili obecnej 17 wpisów i 190 fotografii.
 
Moje zdjęcia trafiły również do publikacji drukowanych – do książki Torunia przestrzeń wspólna oraz do albumy Kujawsko-Pomorskie. Przyroda i architektura. Jako bloger pojawiłem się również gościnnie w Nowościach.
 
Co przyniesie nowy rok? Nie mam pojęcia. Minione 365 dni udowodniło, że robienie planów, to strata czasu. Mogę jednak zdradzić co nowego chciałbym wprowadzić na Po Toruniu. Już od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie seria wpisów o budynkach wzniesionych w okresie PRL oraz prezentacja książek z tamtego okresu. Co do książek, moje „chciejstwo” wejdzie w życie już za tydzień, bowiem wpis 2/2021 będzie poświęcony pewnej toruńskiej publikacji z roku 1962. 
 
I to tyle. Mam nadzieję, Drogi Czytelniku, że w rozpoczętym właśnie roku będziesz wpadał tu regularnie i dawał się porwać pasjonującej historii Torunia i razem ze mną zachwycał się zarówno jego zabytkami, jak i dzikimi i malowniczymi terenami.