#Jakubskie Przedmieście. Korzystając z okazji jaką daje Dzień Zaduszny, chciałbym Wam pokazać miejsce trochę zapomniane i pokrótce opowiedzieć jego historię. To nie będzie opowieść z happy endem. Często się zdarza, że w prawdziwym życiu na szczęśliwe zakończenia nie ma miejsca. I chociaż jest lepiej niż było jeszcze parę lat temu, to jednak odnoszę wrażenie, że straciliśmy coś ważnego. Cmentarz bowiem, jak zresztą każda nekropolia, opowiada dzieje mieszkańców (w tym przypadku mieszkańców Torunia), a nagrobki są niczym podręcznik do historii.
Na - właściwie - nieistniejącą już żydowską nekropolię trafiłem kilka dni temu. Po przeciwnej stronie ul. Generała Pułaskiego, na cmentarzu rzymsko-katolickim leżą moi dziadkowie i pradziadkowie. Korzystając z chwili i mając po drodze odwiedziłem ich, a mając w zanadrzu drugą chwilę wdepnąłem do miejsca, które przecież dziesiątki razy mijałem czy to samochodem, czy - znacznie częściej - rowerem. Z okresu dzieciństwa mam mgliste wspomnienia zaniedbanego parku pełnego śmieci, to były lata '90. Kirkut, bo to o nim dziś mowa, powstał już w XVIII wieku dla żydowskich mieszkańców Torunia. Przez ponad dwieście lat istnienia pochowano tu około 200 osób. Ostatni pogrzeb odbył się w latach '30 XX wieku, a oficjalnej likwidacji dokonano w 1975 roku.
|
tablicę ustawiono w 2010 r. |
Jeszcze do
1992 roku na terenie cmentarza stał dom pogrzebowy z
1880 r. Ironią historii jest fakt, iż przetrwawszy hitlerowską okupację poległ za sprawą polskich pijaków, którzy w okresie PRL-u urządzili w budynku przytulną melinę. Regularnie dewastowany, stał się również placem zabaw dla miejscowych dzieci. Z racji tego, że budynek był z drewna, ludzie wykorzystali go jako źródłem opału. Deski z domu pogrzebowego ogrzały niejedno mieszkanie w okolicznych kamienicach. Z kolei innym razem doszło do niewielkiego pożaru. Miasto niespecjalnie przejmowało się zabytkiem. Oficjalnie cały teren został wpisany do rejestru dopiero w roku 1991, gdy już to, co zostało z domu pogrzebowego groziło katastrofą budowlaną. Pewnego dnia przyjechał więc spychacz, który rozprawił się z resztą.
Cofnijmy się jednak do lat wcześniejszych. Niemcy w czasie wojny mieli w planach zniszczenie kirkutu, ale - z niewiadomych przyczyn - zaniechali tego, a może - co bardziej prawdopodobne - odłożyli to na potem. Mogę się jedynie domyślać, że dla nazistów większym wyzwaniem było prześladowanie żyjących Żydów, aniżeli tych martwych.
Tak czy inaczej, tego czego nie zrobili Niemcy, dokonali - niestety - Polacy, bowiem po wojnie rozpoczęła się... Chciałem tu użyć sformułowania "eksterminacja nagrobków", ale przecież dewastacji nie dokonywano z przyczyn politycznych ani religijnych, a przynajmniej nie tylko dlatego. Również stanowiąca część definicji słowa "eksterminacja", "masowa zagłada" nie miała tu miejsca. Na pierwszy rzut oka, rzeczywiście mogło tak się wydawać, ale przecież macewy i pozostałe elementy nagrobków dostawały drugie życie. Tak, to z mojej strony gorzka ironia, bowiem to "drugie życie" często wiązało się z tym, że żydowski pomnik stawał się elementem nowego krawężnika, bruku, czy - jak głosi legenda - częścią pomnika/tablicy ku chwale toruńskiego komunisty Juliana Nowickiego. Tablica jeszcze do niedawna szpeciła
Aleję Solidarności, ale na szczęście i za sprawą
pomnika Żołnierzy Wyklętych, zniknęła na dobre z otoczenia Starego Miasta.
Wróćmy jednak do cmentarza.
Bardziej cenne macewy, jak chociażby te wykonane ze szwedzkiego czarnego granitu, lądowały w Zakładzie Kamieniarskim Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej przy Szosie Chełmińskiej. Tam też przechodziły odmładzający zabieg groszkowania. Czego nie zdążyło ukraść państwo, ukradli mieszkańcy. I tak oto żydowskie nagrobki, z nowymi napisami, wracały do życia, z tym, że na cmentarze katolickie.
Na początku wspominałem, że cmentarz zlikwidowano w '75. To prawda, chociaż decyzja ta zapadła już w 1966 roku. Najwyraźniej komunistyczny młyn głupoty mielił powoli i jak się okazało - niestarannie. Do dziś zachowały się relacje świadków, którzy już po splantowaniu nekropolii napotykali (o zgrozo) ludzkie szczątki wychodzące spod ziemi. Tak właśnie kirkut stał się parkiem Jakubskiego Przedmieścia, parkiem, który szczególnie upodobali sobie okoliczni pijacy.
|
kamień z pamiątkową tablicą ustawiono w 2009 r. |
Parkiem właściwie nikt się nie zajmował, to też dość szybko zdziczał. Ścieżki - o ile na początku istniały - zostały zatarte przez trawę, panował ogólny bałagan. Taki stan rzeczy utrzymywał się aż do jesieni roku 2009. Dzisiejszy obraz cmentarza żydowskiego zawdzięczamy jakubskim społecznikom i lokalnym władzom. To dzięki ich determinacji uporządkowano cały teren: wytyczono nowe ścieżki, odnowiono (chociaż według mnie spartaczono robotę) mur od strony ul. Gen. Pułaskiego, wstawiono nowe furty, a w centralnej części nekropolii, dokładnie 16 listopada 2009 r., odsłonięto pamiątkowy kamień (zdjęcie powyżej). Z napisu w języku polskim i hebrajskim możemy dowiedzieć się, że jednym z pochowanych był rabin Hirsz Kaliszer, pionier ruchu syjonistycznego. W najbliższym czasie postaram się poświęcić mu osobny wpis.
|
odnowiony mur okalający kirkut od strony ul. Gen. Pułaskiego |
Dziś cmentarz żydowski sprawia pozytywne wrażenie. W jesiennych barwach wydaje się być pięknym miejscem. Z pozoru przypomina niewielki park, ale warto przystanąć na moment przy pomniku i tablicy ze zdjęciem domu pogrzebowego, by poznać historię tego "parku". Przyznacie, że są to dzieje burzliwe i tragiczne. Pocieszające jest to, że kirkut po latach grabieży i zaniedbań, wreszcie doczekał się godnego upamiętnienia. To ważny punkt na mapie naszego miasta, pokazujący, że Toruń nie był miastem jednonarodowościowym.
|
płot okalający cmentarz od strony ul. Konopackich |
L O K A L I Z A T O R