Od maja 2018 roku zyskaliśmy nowy cel rowerowych wypraw. To Olenderski Park Etnograficzny w Wielkiej Nieszawce będący oddziałem toruńskiego Parku Etnograficznego. Miejsce wyjątkowe i warte odwiedzenia. Tym bardziej, jeśli parki w Toruniu przypadły Wam do gustu. Przed nami trochę kilometrów, więc nie przedłużając, ruszamy!
Na potrzeby tej relacji wyprawę zaczynamy na prawym brzegu Wisły, tuż przy wjeździe na most Piłsudskiego. Stąd do Parku w Wielkiej Nieszawce jest 10 km. Niedużo, prawda? Ale trzeba wziąć pod uwagę powrót, czyli drugą dychę i dojazd do tego mostu. Mieszkańcy Podgórza mają jeszcze bliżej, ale jeśli mieszkacie we wschodnich czy północnych częściach miasta, to do tych 20 km musicie doliczyć jeszcze jakieś 10-15 km. Endomondo wyliczył mi ponad 33 km, czyli nie tak źle, tym bardziej, że droga była w większości płaska, a z tymi nielicznymi, niewielkimi wzniesieniami, poradzi sobie każdy góral.
Po przejeździe przez most, odbijam w ulicę Nieszawską. Jest tu ścieżka rowerowa, która ciągnie się aż do granic miasta. Po drodze zauważycie pewnie mały krzyż i znicze. Upamiętniają 60-letniego rowerzystę, który kilka miesięcy temu został rozjechany właśnie na ścieżce rowerowej przez kretyna w BMW. Kretyn w BMW potrąciwszy faceta, wjechał do rowu i przeżył (szkoda), teraz grozi mu do 8 lat odsiadki (mało). Wspominam o tym, abyście uważali. Oczywiście, nie na wszystko mamy wpływ, nie wszystko, co dzieje się na drodze zależy od nas, ale mimo to pamiętajcie o zasadzie ograniczonego zaufania. W starciu z samochodem nie mamy wielkich szans. Iron Man – miałby (chociaż w blaszaku ciężko się pedałuje), ale nie – my. Tyle moralizatorstwa. Jedziemy dalej. No dobra, a więc mamy ścieżkę, która kończy się tam, gdzie zaczyna Mała Nieszawka. I co dalej?
W Małej Nieszawce zjeżdżamy na ulicę Toruńską. Przed południem nie ma wielkiego ruchu. Słoneczko ładnie grzeje. Po drodze można odbić w prawo i zahaczyć o ruiny zamku krzyżackiego. Są nawet oznakowania, gdzie skręcić, ale nie warto nadkładać drogi z powodu kupy cegieł. Zresztą, o tej porze roku pewnie tak zarośniętej, że ledwo, albo i wcale niewidocznej. Ja nigdzie nie skręcam, jadę dalej, cały czas trzymając się ulicy Toruńskiej.
Pierwszy przystanek robię dopiero przy drewnianym kościółku. To wciąż Mała Nieszawka – Wielka nie ma swojej świątyni. Kościół został zbudowany w 1890 roku jako kaplica dla olendrów. Tak, tak, cały czas temat wycieczki nie zmienia się i kręci się wokół mennonitów. Zresztą ten urokliwy drewniany kościółek pozostawał zborem mennonickim aż do końca II wojny światowej. Potem został przejęty przez kościół rzymskokatolicki i początkowo podlegał parafii na Podgórzu (czyli mamy wątek toruński). Oczywiście, drzwi były zamknięte, więc jedyne co mi zostało, to obejść budynek dookoła, zrobić kilka zdjęć (no, może więcej niż kilka) i ruszyć dalej.
Wielka Nieszawka. Jesteśmy coraz bliżej celu. Architektura raczej nie zachwyca. Proste domy, trochę starszej zabudowy z czerwonej cegły. Na ich tle wyróżnia się budynek, w którym dziś jest pizzeria, ale został wzniesiony z myślą o mleczarni. To kolejny pomennonicki ślad w Nieszawkach. Na pizze chętnie bym wszedł, ale wiem jak wygląda jazda na rowerze po pizzy. Mając do wyboru ciężkie serce lub brzuch, wybrałem to pierwsze i pojechałem dalej. Vis-à-vis pizzerii wznosi się kompleks Centrum Sportu i Rekreacji OLENDER. Przed kompleksem jest nawet ścieżka rowerowa. Całe 300 m, normalnie wypas. Tak, to ironia, bo ścieżka równie szybko zaczyna się, jak i kończy.
OLENDRA od Parku Etnograficznego dzielą niespełna dwa kilometry. Widzę z daleka zagrody, które już za kilka minut przyjdzie mi zwiedzać. Park nie stoi przy ulicy Toruńskiej. Trzeba skręcić w ul. Mennonitów. Wszystko jest dobrze oznakowane, więc spokojnie, nie zabłądzicie.
Przed Parkiem rozciąga się spory plac będący parkingiem. Jest też drewniana wiata, pod którą można odpocząć, bądź – w razie potrzeby – schować się przed deszczem. Pomyślano także o rowerzystach. Są tu porządne stojaki, a cały teren jest monitorowany.
No dobra, to wypadałoby zacząć zwiedzać. Park składa się z trzech zagród i cmentarza. Pierwsza zagroda pochodzi z przełomu XVIII i XIX wieku i przyjechała do Wielkiej Nieszawki z Gutowa. W chałupie znajduje się kasa biletowa i sklepik z pamiątkami. Znajdziecie tu również piec kaflowy, a deski podsufitowe zdobią cytaty z Biblii luterańskiej.
Na niewielkim wzniesieniu rozciąga się cmentarz mennonicki. Nie został tu znikąd przeniesiony. Był tu co najmniej od początku XIX wieku. W trakcie prac na nekropolii odkryto kilka całkiem dobrze zachowanych nagrobków, żeliwne krzyże i fragmenty ogrodzenia. To wszystko można obejrzeć. W przyszłości planowane jest stworzenie osobnego lapidarium, zatem będzie pretekst, aby tu wrócić.
Druga zagroda pochodzi z Niedźwiedzia i została zbudowana pod koniec XVIII wieku. Jest przykładem drewnianej zagrody liniowej. W jednym budynku znajduje się część mieszkalna, inwentarska oraz stodoła. W części mieszkalnej jest m. in. salon i kuchnia, a na poddaszu sypialnia gospodarzy. W stodole znajdziecie trochę sprzętu rolniczego. Część środkowa, czyli inwentarska jest pusta i bardzo niska, dlatego, jeśli zobaczycie nagle gwiazdy, to wcale nie oznacza, że zapadła noc, ale najprawdopodobniej przydzwoniliście w belkę stropową.
Najlepsze zostawiłem na końcu. Zresztą idziemy tak, jak wiedzie szlak dla zwiedzających. Wchodzimy więc na teren trzeciej zagrody, która przybyła do Wielkiej Nieszawki z Kaniczek, Mątowskich Pastwisk, Wielkiego Wełcza oraz Wielkiego Zajączkowa. Tak, każdy element zagrody pochodzi skądinąd, ale właśnie ta zagroda zrobiła na mnie największe wrażenie.
Pierwsze co rzuca się w oczy, to reprezentacyjna dom z wystawką wspartą na czterech drewnianych słupach. Dom zbudowano w 1757 roku i składa się z dwóch części: mieszkalna jest w konstrukcji wieńcowej, natomiast inwentarska została wymurowana. Ciekawy jest też łącznik między obiema częściami. Tutaj, podobnie jak w chałupie z Niedźwiedzia, mamy do dyspozycji parter i poddasze. Dół jako część codzienna, rekreacyjna; góra – sypialnia, pralnia, suszarnia. Do szczytowej ściany dostawiona została przeszklona altanka, natomiast za domem znajdziecie studnię, wychodek z obowiązkowym serduszkiem i ogródek warzywny.
Dom z Kaniczek już na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie wiejskiej rezydencji. I faktycznie cały kompleks ma nam pokazać, jak żył bogaty chłop z rejonów nadwiślańskich na początku XX wieku. Obok domu, stoi mniejszy należący do robotników. Nie pochodzi jednak z Kaniczek, a z Mątowskich Pastwisk. Jest jeszcze niedostępny dla zwiedzających, ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni (kolejny powód, aby tu wrócić).
Jest też stodoła z Wielkiego Wełcza (widać ją na pierwszym zdjęciu tej zagrody) oraz spichrz z Wielkiego Zajączkowa. Z okien u góry rozciąga się fantastyczny widok na cały Park Etnograficzny.
Całość sprawia wrażenie takiej malutkiej sielskiej wioski, w której czas się zatrzymał. Brakuje tylko mieszkańców. Ci, jakby nagle zniknęli, wyparowali. Na stole nadal leży gazeta, na innym zostaw do haftowania, na poddaszu wisi pościel, w ogródku warzywnym stoi konewka. To właściwie gotowy plan zdjęciowy do filmu. Muzeum Etnograficzne w Toruniu włożyło wiele pracy, aby stworzyć klimat rodem z minionych wieków. Moim zdaniem, to się udało. Nie bez znaczenia jest tu też otoczenie Parku. Tutaj, w przeciwieństwie do Torunia, nigdzie nie przebijają bloki z wielkiej płyty, nie słychać metalicznych dźwięków przejeżdżających tramwajów, ani szumu ulicy. Park w Wielkiej Nieszawce otaczają lasy i pola – prawdziwa wieś, która zachwyci niejednego mieszczucha.
To co, jeśli jeszcze nie byliście w Olenderskim Parku Etnograficznym, to najwyższy czas to nadrobić. A więc na rowery i w drogę!
Informacje dla zwiedzających dostępne na stronie: http://etnomuzeum.pl/
Parki Etnograficzne Torunia: