ZOBACZ DRUGĄ ODSŁONĘ "Po Toruniu"

25 lutego 2019

Dawna komendantura Twierdzy Toruń (tzw. „generałówka”)

Stare Miasto » Rynek Nowomiejski 22
Historia nowożytna Twierdzy Toruń zaczyna się w pierwszych dekadach XIX wieku. To było zanim pruski zaborca się rozhulał i w latach '70 XIX w. zaczął stawiać dookoła miasta Forty. Pierwsze kroki były dość skromne i ograniczały się tylko do Starego Miasta. Ot, postawili dwa arsenały, koszary obronne, wozownie i magazyny... No i były też nowe bramy, które zastąpiły  te średniowieczne. W 1815 roku została odtworzona komendantura. Na jej czele, jako pierwszy, stanął niejaki Treskow. Do pierwszej siedziby komendanta Torunia wrócimy w jednym z kolejnych wpisów. Teraz skupmy się na tej drugiej, która stanęła na rogu Rynku Nowomiejskiego i ul. Św. Katarzyny.

Budowa kamienicy rozpoczyna się w 1870 roku. Nie jest to nic wyszukanego – prosta, klasycystyczna forma, ale z subtelnymi akcentami. Dom, który nie rzuca się w oczy, ale gdy już go jakimś cudem zauważymy, nie ujdzie naszej uwadze wysmakowany styl architekta: te delikatne zdobienia wokół okien, balustrada balkonu czy okalający dom fryz oraz gzyms... To wszystko, bez wątpienia, dodaje budynkowi szlachetności. 

No, dobra, dość rozwodzenia się nad fasadą, przejdźmy do faktów. Budowa trwała do 1874, rok później, do kamienicy wprowadza się komendantura Twierdzy Toruń. W tym czasie komendantem jest pułkownik Karl Richard von Conta. Przeprowadza się tu z kamienicy przy Rynku Staromiejskim 10. Od tego momentu, adres Rynek Nowomiejski 22 aż do wybuchu II wojny światowej będzie kojarzyć się z wojskiem.

Twierdza Toruń, na przestrzeni blisko stu lat, miała wielu komendantów. Nie ma sensu wymieniać ich wszystkich, bo i nie wszyscy mieszkali w domu na rogu Rynku Nowomiejskiego i Św. Katarzyny. W książce Sylwii Dullin Toruńskie Nowe Miasto i jego mieszkańcy we wspomnieniach (XIX-XX wiek), czytamy:
Dom numer 22 przy Nowym Rynku nazywano „generałówką”. W domu tym mieszkał generał artylerii Gronau.
Gronau od 1908 roku pełnił funkcję gubernatora Torunia. W książce Pani Dullin czytamy dalej:
Na parterze były biura. Przed domem stała straż zmieniająca się co dwie godziny. (…) Co niedzielę, po mszy świętej w kościele garnizonowym, generał odbierał defiladę wojskową, stojąc na balkonie. Wysłuchiwał też koncertu orkiestry wojskowej.
Na początku XX wieku Nowy Rynek miał więc nie lada atrakcje. Dziś możemy sobie tylko wyobrazić jak to wyglądało. Możemy też wspomóc się starymi zdjęciami. Na fotografach wykonanych pod koniec XIX i na początku XX wieku, widać wyraźnie budki strażników stojące po obu stronach wejścia, jest też wojak z giwerą, a także... czyżby nad tarasem wisiała markiza? A czego nie ma? Ano schodów i drzwi zamiast jednego z okien na parterze.
koniec XIX wieku, za: KPBC
początek XX wieku, za: Toruń w starej fotografii (wyd. Literat)
Zostawmy czasy zaborów i przenieśmy się do wolnej Polski. W międzywojniu dom należał do Wojska Polskiego, a jego najznamienitszym mieszkańcem był generał Władysław Bortnowski, urodzony w roku 1891 w Radomiu. Dwadzieścia dziewięć lat później brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. W Toruniu wylądował w październiku 1930 roku, kiedy to  najpierw został oficerem w Inspektoracie Armii, a od października 1935 do marca 1938 r. pełnił funkcję generała do prac przy Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych w Toruniu. 30 stycznia 1938 r. został także prezesem Aeroklubu, natomiast jesienią tego roku, przez trzy miesiące, dowodził Samodzielną Grupą Operacyjną „Śląsk”, która przeprowadziła akcję przyłączenia Zaolzia do Polski. Ta misja uczyniła z Bortnowskiego postać niezwykle popularną. Wystarczy wspomnieć, że był wymieniany jako następca Rydza-Śmigłego na stanowisku Naczelnego Wodza. Wszystko na to wskazywało, że po wyborach w 1940 roku, marszałek zostanie nowym prezydentem Polski. Los i historia chciały jednak inaczej i w marcu 1939 r. Bortnowski stanął na czele Armii „Pomorze”. Armii, która broniła mieszkańców Torunia w pierwszych dniach wojny.
fotografia portretowa generała Bortnowskiego, za: NAC
W 1938 roku generała Bortnowskiego odwiedził marszałek Edward Rydz-Śmigły. Pisząc, że „odwiedził”, mam na myśli: przebywał w domu przy Rynku Nowomiejskim 22. To taka ciekawostka, podobnie jak anegdota, którą przytacza Sylwia Dullin w swojej książce:
Przedstawiając postać generała Bortnowskiego chcę opisać pewne humorystyczne zdarzenie z prywatnego życia generała. Otóż dostawcą pieczywa dla generała i wojska był piekarz Zygmunt Kwiatkowski, z którego rodziną generał był zaprzyjaźniony. Syn piekarza Mirek często odwiedzał stajnię znajdującą się przy „generałówce”. Pewnego dnia mały Mirek poprosił pana generała o pozwolenie na wstawienie do stajni konika, którego otrzymał w prezencie gwiazdowym. Generał wyraził zgodę nie przypuszczając, że jest to konik na biegunach! Po wyjaśnieniu sprawy wszyscy byli bardzo rozbawieni propozycją małego chłopca.
Gdy 1 września 1939 roku Niemcy zaatakowały Polską, dom przy Rynku Nowomiejskim 22 był już najprawdopodobniej pusty. Dowództwo i sztab Armii „Pomorze” przeniosły się do Fortu XIII na Stawkach, by ostatecznie wycofać się z miasta w nocy z 5 na 6 września. Do wysadzenia mostów dojdzie 7 września o 2 w nocy, a o 4 nad ranem chłopcy z 184 Rezerwowej Kompanii Saperów puszczą z dymem toruńską radiostację.

Generał Bortnowski dostanie się do niemieckiej niewoli już 21 września. Przeżyje wojnę i po przejściu przez oflagi IV B Königstein, VIII E Johannisbrunn i VIIa Murnau, zostanie uwolniony przez wojska amerykański. Zaraz potem wyemigruje do Wielkiej Brytanii, a stamtąd przeniesie się do USA. Umrze 21 listopada 1966 roku w Glen Cove w stanie Nowy Jork. Pięć dni później spocznie w Alei Zasłużonych na cmentarzu w Doylestown.

Kamienica przy Rynku Nowomiejskim 22 również przetrwała wojnę. Po roku 1945 działała tu szkoła zawodowa, później szkołę przekształcono na mieszkania lokatorskie. 1 września 1984 czyli w 45 rocznicę napaści Niemiec na Polskę, na frontowej ścianie budynku, odsłonięto tablicę upamiętniającą bohaterską postawę żołnierzy z Armii „Pomorze”.

Na tym kończy się historia „generałówki”. Historia dość burzliwa jak na jeden niewielki budynek. Wystarczy pomyśleć ile widziały te ściany, czego były świadkami. Szkoda tylko, że nie mogą nam nic opowiedzieć. Nie mam wątpliwości, że z tych opowieści powstałaby niejedna pasjonująca książka.