|POMNIKI|
✔️ № 48/2019 (325) |
W poszukiwaniu kolejnych mniej i bardziej znanych historii Torunia oraz jego mieszkańców, docieram do lasku na końcu Bielańskiej. Bielańska, to jedna z tych ulic, o których szybko chce się zapomnieć i na którą nie chciałoby się trafić w środku nocy, ale jestem tutaj, ponieważ słyszałem o pewnym pomniku skrywającym się w sąsiedztwie Fortu VIII. Po kilku minutach poszukiwań, w końcu znajduję swój cel. Jestem niespełna kilometr od pasa startowego Pomorskiego Aeroklubu, dokładnie w miejscu, gdzie jesienią 2000 roku, rozbił się i spłonął samolot, a wraz z nim pilot Sławomir Wiączek.
Było czwartkowe popołudnie, 19 października 2000 r., ciężko dziś powiedzieć czy słoneczne czy pochmurne. Przed 15, Sławomir Wiączek – 67-letni prezes Aeroklubu Pomorskiego, a do tego doświadczony pilot i instruktor, który w powietrzu spędził ponad 3 tys. godzin, wyprowadził na płytę lotniska nowy, ultralekki, dwuosobowy samolot JK-03 „Junior” i o 15 wzbił się w niebo. Przeleciał nad wieżą kontroli lotów i... Chwilę później coś zaczęło się dziać z maszyną. Nastąpiła awaria, w wyniku której, niespełna kilometr dalej samolot runął na ziemię z wysokości około stu metrów i natychmiast stanęła w płomieniach. Strażacy pojawili się na miejscu katastrofy bardzo szybko, bo w ciągu kilku minut, ale jedyne co mogli zrobić to dogasić całkowicie spalony wrak. Sławomir Wiączek zginął na miejscu.
Dla toruńskich lotników był to wielki cios. Ledwie cztery dni wcześniej, 15 października, ich szef nie szczędził ciepłych słów podczas otwarcia Klubu Seniorów Lotnictwa, a teraz... A teraz już Go nie było...
Na uczczenie pamięci Sławomira Wiączka nie trzeba było długo czekać. Niespełna dwa miesiące po katastrofie, 7 lub 8 grudnia 2000 roku, toruńscy piloci odłonili skromny pomnik upamiętniający zmarłego. W miejscu, gdzie JK-03 spłonął, stanął głaz, do którego przymocowano tabliczkę:
19.10.2000. W tym miejscu zginął śmiercią lotnika Sławomir Wiączek, instruktor pilot Aeroklubu Pomorskiego.
Miejsce, o którym piszę jest na uboczu i na pewno nie należy do kategorii tych „turystycznych”, zresztą, śmierć nie powinna być atrakcją, a blog Po Toruniu nigdy nie aspirował do roli przewodnika dla osób, które wpadają do naszego miasta tylko na moment. Jednakże w 2014 roku wyznaczyłem sobie rolę „opowiadacza” lokalnych historii. Historii, które – z różnych powodów – warto znać i ta opisana powyżej jest jedną z nich.