ZOBACZ DRUGĄ ODSŁONĘ "Po Toruniu"

10 września 2015

Fort VIII im. Kazimierza Wielkiego

Bielany.
Ulica Bielańska – tutaj czas zatrzymał się na garażach z blachy falistej. Przed jedną taką pordzewiałą blaszaną puszką, stoi kilkuletni opel, stanowiący jedyny element współczesności – wyjątek potwierdzający regułę. Bielańska nigdy nie doczekała się asfaltu. Mam wątpliwości, czy miejscy urzędnicy w ogóle kojarzą, że Toruń ma taką ulicę. Tu, gdzie stoimy, nie widać miejsca, do którego dziś zmierzamy. Drzewa – tym bardziej letnią porą – skutecznie pełnią funkcję maskującą. Kto nie wie, co się kryje za tą leśną ścianą, ten przejdzie obok nieświadomy skarbu, jaki miał w zasięgu ręki. Dwa lata temu w tych okolicach spotkałem dzika. Staliśmy tak przez chwilę naprzeciw siebie w odległości jakiś 20-25 m. Zdążyłem nawet mu cyknąć jedną niewyraźną fotkę, po czym odwrócił się i zniknął w zaroślach. Spotkanie niecodzienne, więc tym bardziej zapadające w pamięć.
zdjęcie Fortu VIII najprawdopodobniej z okresu międzywojennego
Do Fortu VIII, który od 1920 roku nosi imię Kazimierza Wielkiego, prowadzi całkiem nowa drewniana kładka przerzucona nad kanałem odwadniającym – to dzieło miłośników Twierdzy Toruń, którzy skrzyknęli się, aby trochę ogarnąć ten teren. Będąc tam pod koniec lipca, już było widać efekty tej ciężkiej, społecznej pracy. Co ciekawe, Fort VIII teoretycznie ma właściciela. Teoretycznie, bo w praktyce od wielu lat jest pozostawiony sam sobie. Swoją drogą, brakuje ustawy, która – w razie rażących zaniedbań – pozwoliłaby odebrać zabytek prywatnemu właścicielowi. Tylko, czy miasto potrafiłoby należycie zaopiekować się takimi nieruchomościami? Liczne przykłady nakazują w to wątpić.
plan sytuacyjny Fortu VIII
Faktem jest, że Fort VIII, to dziś jeden z najbardziej zniszczonych fortów w Toruniu. Przez lata był regularnie zalewany. Zimą, gdy woda zamarzała, lód rozsadzał ściany. Swoje zrobili też złomiarze, kradnąc niemal wszystkie stalowe elementy warowni. Co ciekawe, pomnik upamiętniający członków organizacji konspiracyjnej „Grunwald” – przetrwał; co więcej – został w tym roku odnowiony przez nastoletnich miłośników historii Torunia.
Zacznijmy jednak od początku. Fort VIII powstał w latach 1888-1890 jako Fort IVb,  potem przechrzczony na „Herzog Albrecht”. Całkowity koszt budowy, łącznie z wykupieniem gruntów, wyniósł 1 600 644 marek. Zadaniem warowni była obrona Torunia od strony północno-zachodniej. Siła ognia artyleryjskiego sięgała miejscowości Bierzgłowo-Czerne Błota. Twierdza mogła wytrzymać ostrzał pociskami o kalibrze do 150 mm. Jako jeden z mniejszych fortów pośrednich, był w stanie pomieścić zaledwie 1 kompanię w stanie wojny i obsługę sześciu dział, czyli około 250-300 żołnierzy.
Rok 1920 przyniósł Polsce i Toruniowi wolność, a Twierdzy Toruń nowych właścicieli, numerację i patronów. Tak więc Fort IVb stał się Fortem VIII im. Kazimierza Wielkiego i został zaadoptowany na koszary dla polskiego wojska. W 1925 r. obiekt przejął 4 pułk lotniczy, który w 1933 wyremontował i zamaskował cały obiekt.
Wybuch wojny i wkroczenie do Torunia Wermachtu we wrześniu 1939 roku, zmieniły wszystko, a Twierdza Toruń niejako cofnęła się w czasie o 20 lat. Forty ponownie wróciły pod pruskich patronów, część zajęło niemieckie wojsko, a kilka warowni przeznaczono na tymczasowe obozy, na które nie można patrzeć inaczej, jak na więzienia polityczne. W pierwszych dniach wojny, Fort VIII stał się bardzo ważnym punktem oporu w obronie miasta, ale jak wiemy – obrona upadła i od 7 września rozpoczęła się okupacja Torunia.
Fort VIII nim przejął ponurą schedę po zamkniętym na początku 1940 roku Forcie VII, pełnił rolę tymczasowego więzienia Wermachtu. To tutaj, w październiku 1939 r. przetrzymywano polskich żołnierzy z 15 Dywizji Piechoty w związku z niemieckim śledztwem w sprawie tzw. Krwawej Niedzieli w Bydgoszczy. Jak wspomniałem, w styczniu 1940 gestapo zlikwidowało więzienie w Forcie VII i część osadzonych tam Polaków, zostało przeniesionych do Fortu VIII. Dokładnej liczby nie jestem w stanie Wam podać. Niemcy pod koniec wojny, z narodową precyzją, zacierali po sobie ślady, stąd też chociażby nie wiemy, ile dokładnie osób zginęło na Barbarce. Faktem jest, że od marca 1940 r. warownia „Kazimierza Wielkiego” przyjmowała w swoje skromne progi przede wszystkim członków polskiego podziemia.
Ruch oporu w Toruniu zaczął rozwijać skrzydła już pod koniec 1939 roku. Do najbardziej znanych organizacji konspiracyjnych w mieście należy zaliczyć cywilno-wojskowy „Grunwald”, młodzieżową grupę „Bataliony Śmierci za Wolność”, czy Polską Armię Powstania. W Toruniu swoją samodzielną komendę terenową miała również Tajna Organizacja Wojskowa „Gryf Pomorski”, będąca największą organizacją podziemną na Pomorzu. Działał też toruński oddział Komendy Obrońców Polski. Jak sami widzicie, na terenie miasta funkcjonowało całkiem sporo organizacji konspiracyjnych. Mieszkańcy Torunia wprawdzie chętnie im pomagali, ale brak doświadczenia, niekiedy brawura poszczególnych członków, mnogość organizacji, a także zdrada, doprowadzały niejednokrotnie do dekonspiracji. Pierwsza duża fala aresztowań przelała się przez miasto od 5 marca 1940 r. i trwała kilkanaście dni. Jej efektem były aresztowania około 200 członków podziemia, w tym aż 120 z Batalionów Śmierci i kilkudziesięciu z „Grunwaldu” oraz KOP. Uderzenie Niemców było dość celne, ponieważ udało im się aresztować m.in. wierchuszkę Batalionów Śmierci: Jadwigę Kowalską, która stała na czele pionu młodzieży żeńskiej, Wandę Bukiewicz, a także jednego z założycieli organizacji – prof. Zygmunta Moczyńskiego, z którym, notabene, przed wojną współpracował mój dziadek. Wszystkich aresztowanych osadzono w Forcie VIII. Twierdza stał się, swego rodzaju, toruńskim Pawiakiem, natomiast kamienica przy Bydgoskiej 37/39, gdzie urzędowało gestapo – przywodziła na myśl gmach przy al. Szucha w Warszawie. Więźniów z warowni „Kazimierza Wielkiego” wożono na przesłuchania na ul. Bydgoską. Tam byli brutalnie torturowani, biciem próbowano wymusić z nich zeznania, a prof. Moczyńskiego chciano nawet „odwrócić”, aby pracował dla Niemców. Ten, pomimo bestialskiego katowania, nie ugiął się.
Warunki panujące w Forcie VIII niewiele różniły się od tych, jakie opisałem przy okazji Fortu VII. I tam, i tu twardą ręką rządziło gestapo, co oznaczało tylko jedno: zero litości i więcej niż spartańskie warunki. Pierwsze wywózki wyselekcjonowanych konspiratorów z Torunia i Grudziądza do obozów w KL Ravensbrück oraz KL Sachsenhausen miały miejsce już pod koniec marca i na początku kwietnia 1940 roku. Reszta przebywała u „Kazimierza Wielkiego” aż do przełomu lipca i sierpnia ’40 r. To właśnie wtedy zapadły decyzje, co do przyszłości osadzonych. 6 lipca, do wspomnianych wcześniej obozów, wywieziono łącznie 123 osoby, w tym 32 kobiety i 91 mężczyzn. Kierownictwo organizacji podziemnych przeniesiono do bydgoskiego gestapo. Zwolniono nielicznych, ale i ci wkrótce zostali wysiedleni z Torunia. Dla 21 osób podróż nie skończyła się na Bydgoszczy. 9 września przewieziono ich do Warszawy na Pawiak i Serbię. Życie stracili osiem dni później w podwarszawskich Palmirach. Wśród rozstrzelanych byli m.in.: Zygmunt Moczyński, Wanda Bukiewicz i Jadwiga Kowalska, a także 195 innych więźniów z całej Polski, w tym również z toruńskiego Fortu VIII.
Fort VIII jako więzienie gestapo, został wygaszony wraz z wywózką konspiratorów. Kolejne – zakrojone na szeroką skalę – aresztowania zaczęły się w listopadzie i trwały do początku 1941 roku. Akcja Niemców przeciwko polskiemu podziemiu była niezwykle celna – zatrzymano kilkaset osób z takich organizacji, jak „Grunwald”, Związek Walki Zbrojnej czy Komenda Obrońców Polski. Po tym uderzeniu „Grunwald” przestał istnieć, ZWZ i KOP straciło komendantów Okręgu Pomorskiego oraz wielu cennych konspiratorów.
Co do Fortu VIII… Przez resztę wojny służył Luftwaffe za magazyn. Podobno w 1945 warownię zajął broniący się Wermacht, była też kilkukrotnie bombardowana przez sowietów. XIX-wieczne mury okazały się jednak odporne na radzieckie pociski.
Swoje pozytywne „pięć minut” Fort VIII miał w latach ’80, kiedy to były więzień tych murów – Alojzy Liegman, kolejarz stojący na czele komitetu społecznego, opiekował się warownią. Jego przyjaciele-kolejarze pobudowali nawet most prowadzący do twierdzy. Powstała też izba pamięci i zrekonstruowana cela więzienna z czasów okupacji. Liegman chciał, aby Fort VIII został, podobnie jak „siódemka”, wpisany na listę Miejsc Pamięci Narodowej. Ówczesne władza Torunia nawet zadeklarowały poparcie tej inicjatywy, ale na deklaracjach się skończyło. „Kazimierz Wielki” nigdy nie doczekał się charakterystycznej tabliczki ze zniczem i dwoma mieczami.
Po Izbie Pamięci nic nie zostało. O tym, co działo się za grubymi murami Fortu VIII lakonicznie mówi nam pomnik upamiętniający zamordowanych członków organizacji „Grunwald”. Miasto umywa ręce, bo warownia należy do prywatnego właściciela, a prywatny właściciel już dawno przestał się nią interesować. Tymczasem fort z roku na rok popada w coraz większą ruinę. Jak zwykle duży wkład w dzieło zniszczenia ma człowiek: amatorzy paintballa, złomiarze i bezdomni. Do tego dochodził niedrożny kanał odwadniający, który regularnie zalewał twierdzę. Kanałem zajęli się miłośnicy Twierdzy Toruń, którzy go udrożnili i oczyścili cały teren ze śmieci. Powstały nawet dwie drewniane kładki ułatwiające dostanie się do fortu. Praca nie była łatwa, ponieważ część kanału biegnie pod ziemią, więc dostęp jest mocno utrudniony. Jednak efekty widać już gołym okiem. Będąc tam kilka lat temu, pamiętam zalany główny korytarz twierdzy. Pod koniec lipca br. było zupełnie sucho.
Mam nadzieję, że ciężka praca osób, którym los Twierdzy Toruń leży na sercu, nie pójdzie na marne i nie zostanie zniszczona przez idiotów bez wyobraźni. Fort VIII, to kolejny, smutny przykład zmarnowanego potencjału i wymazywanej historii. Dziś mało kto wie, co działo się w tym miejscu zaledwie 75 lat temu. Co będzie za dwadzieścia, trzydzieści lat? Aż boję się pomyśleć.

L   O   K   A   L   I   Z   A   T   O   R
zobacz całą mapę "Po Toruniu" >>>