ZOBACZ DRUGĄ ODSŁONĘ "Po Toruniu"

24 czerwca 2019

Miejsce egzekucji Antoniego Pasternackiego i pięciu innych Polaków

Barbarka » ul. Jaskółcza 86
✔️ WPIS NR 23 (300)/2019
Szukając kolejnych zapomnianych, czy wręcz nieznanych miejsc, docieram na ulicę Jaskółczą, będącą granicą Barbarki i Wrzosów. Jaskółcza ulicą jest jedynie z nazwy. W rzeczywistości, to piaszczysty trakt między lasem a ogródkami działkowymi. Miejsce, o którym dowiedziałem się przypadkowo, znajduje się vis-à-vis domku z numerem 86. Jest oddalone kilka kroków od drogi i częściowo zasłonięte przez drzewa, więc łatwo je przegapić.

Tym miejscem jest skromny pomnik upamiętniający ofiary mordu dokonanego przez Niemców na Polakach. 6 grudnia 1939 r. sześciu więźniów Fortu VII, zostało przywiezionych tu i rozstrzelanych. Zidentyfikowano tylko jednego z nich – Antoniego Pasternackiego. Pasternacki pojawiał się na blogu Po Toruniu w zbeletryzowanych wpisach poświęconych Fortowi VII i Miejscu Kaźni Ofiar Hitleryzmu. Tym razem jednak postanowiłem poszukać nieco więcej informacji na jego temat - z naciskiem na wzmianki sprzed wybuchu wojny. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie będzie tego dużo, ale jednak coś tam znalazłem.

A. Pasternacki | za: Niemy świadek
Zacznijmy od tego, że Pasternacki urodził się w 1899 roku. Nie wiem czy w Toruniu, czy gdzie indziej, ale pojawia się w Księdze Adresowej m. Torunia z 1923 r. Mieszkał wówczas przy ul. Małachowskiego 5 i jako zawód wpisano „magazynier kolejowy”. Ten sam adres powtarza się też w kolejnej księdze z roku 1932, ale wówczas Antoni był już pracownikiem biurowym czyli – jak się wówczas ładnie mówiło – biuralistą.

W 1934 r. na świat przychodzi pierwsze dziecko Antoniego i Marty Pasternackich – córka. Tę informację znajduję w Dniu Pomorskim z dnia 21 lipca 1934 r. W gazecie wpisano również zawód ojca małej: magazynier. Magazynierem wg Dnia Pomorskiego był też rok później, gdy urodziła się jego druga córka o czym informował numer weekendowy z dni 13-14 lipca 1935 r. Wydaje mi się, że w tym przypadku biuralista i magazynier to jedna i ta sama funkcja. Być może Pasternacki zajmował się ewidencjonowaniem tego, co jest w magazynie? To by wiele tłumaczyło. Z innych źródeł wiem, że pracował w toruńskiej stoczni, która mieściła się w Porcie Zimowym. Jedno drugiego nie wyklucza, bo przecież stocznia też miała swoje magazyny. 

Tak czy inaczej, z kolejnej Księgi Adresowej, tym razem z roku 1936, dowiadujemy się, że  rodzina przeprowadziła się na ul. Podgórną 24. Małachowskiego i Podgórna, to właściwie sąsiadujące ze sobą ulice, które łączy Graniczna, a dzieli jedna przecznica Szosy Chełmińskiej. Zatem, Pasternaccy nie przenieśli się zbyt daleko. Jest niemal pewne, że mieszkanie na Podgórnej było większe. Dwoje małych dzieci potrzebuje przestrzeni, a za chwilę miało pojawić się trzecie. O trzecim potomku Antoniego i Marty – upragnionym synu – wspomniały Wiadomości Kościelne Parafii Chrystusa Króla z 3 stycznia 1937 r.

Teraz przenieśmy się do 1939. Gdy wybucha wojna, Pasternacki zgłasza się do Straży Obywatelskiej. Ich zadaniem było, m.in. wyprowadzanie z miasta tych Niemców, których uznano za zagrożenie dla Polaków. Antoni konwojował kilku z nich i od tego zaczęły się jego kłopoty...

Pasternacki wrócił do Torunia 14 lub 15 października 1939 r. i od razu został aresztowany przez Fryderyka Juchnickiego. Mężczyźni znali, obaj służyli kiedyś w 61. Pułku Piechoty Wojska Polskiego. Teraz Juchnicki (z zawodu blacharz) był folksdojczem i oskarżył dawnego znajomego o to, że w trakcie konwoju postrzelił jednego z Niemców. Tak Antoni trafił do „Okrąglaka”. Mimo tortur nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Śledczy nie potrafili wykazać jego winy, zatem po jakimś czasie zwolniono go do domu. Jego przyjaciele, słusznie przeczuwając, że to nie koniec problemów Antka, namawiali, aby uciekał do Warszawy, gdzie mieszkała jego siostra. On jednak nie chciał zostawiać rodziny, poza tym był niewinny i tkwił w przekonaniu, że niewinnych nie spotka kara. Jakże się mylił...

1 listopada Niemcy przyszli po niego ponownie. Aresztowali i osadzili w Forcie VII. Przebywał tam ponad miesiąc. Przez ten czas Marta przynosiła mu paczki z żywnością, dostawała też grypsy od męża, w których Antoni zachowywał optymizm i uspakajał żonę. Pisał: „Nic się nie martw, wszystko jest na dobrej drodze. Wkrótce mnie zwolnią.”

Antoni ponownie się mylił. I to bardzo. Jego siostra, Jadwiga Skorupka, wspominała po latach:
Moja koleżanka z Torunia Zofia Kolasińska widziała go [Antoniego] w listopadzie, gdy z kajdankami na rękach, biegł – przytroczony rzemieniem do roweru, na którym pedałował szybko jeden z jego oprawców. Nogi miał zawinięte szmatami. Widocznie któryś z hitlerowców przywłaszczył sobie jego buty (...)
Niemy świadek, s58-59
Śmierć przyszła po niego 6 grudnia 1939 r. Samochód dostawczy zarekwirowany firmie Stanisława Jaguscha przyjechał pod Fort VII. Na pakę wprowadzony sześciu mężczyzn. Wśród nich był Antoni Pasternacki. Brezentową plandekę zaciągnięto, samochód ruszył. Dla tej szóstki była to ostatnia podróż w życiu.

O śmierci męża, Marta dowiedziała się od swojego sąsiada, niejakiego Karsta – folksdojcza z ulicy Podgórnej, który z satysfakcją oznajmił jej, że Antoniego rozstrzelano.

Skradzione życie, brutalnie przerywa tę historię. Historię człowieka, który miał kochającą żonę, małe dzieci, pracę, jakieś marzenia, plany... Wszystko to zostało zdeptane przez niemieckiego okupanta, który zapragnął rządzić światem. A przecież takich urwanych życiorysów są w całej Polsce miliony.

Co do samego pomnika... Właściwie nic nie wiem. Nie zlazłem informacji kiedy dokładnie powstał, ani z czyjej inicjatywy. Jeśli coś wiecie, piszcie w komentarzach. Ja tymczasem ruszam dalej, szukać kolejnych miejsc wartych pokazana.
pomnik znajdziecie naprzeciw tego domku