ZOBACZ DRUGĄ ODSŁONĘ "Po Toruniu"

15 lipca 2019

Pomnik bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego

Bielany » pl. Frelichowskiego 1
✔️ WPIS NR 27 (304)/2019
Tym razem zabieram Was do zachodniej części miasta. Bielany kojarzą się przede wszystkim ze szpitalem i miasteczkiem akademickim Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Ale w tej dzielnicy jest jeszcze jeden uniwersytet – taki dla przyszłych księży – to Wyższe Seminarium Duchowne Diecezji Toruńskiej. Właśnie na teren WSD wejdziemy. Za ogrodzeniem rozciąga się spory teren, na którym znalazło się miejsce dla kilku pomników. Jednym z nich jest monument poświęcony patronowi uczelni – błogosławionemu księdzu Stefanowi Wincentemu Frelichowskiemu.

Zanim napiszę o duchownym, pozwolicie, że kilka zdań poświęcę samemu pomnikowi. Został odsłonięty 25 marca 2007 roku, podczas obchodów 15 rocznicy utworzenia diecezji toruńskiej. Monument zaprojektował artysta rzeźbiarz Kazimierz Gustaw Zemła, który cztery lata później miał w Toruniu jeszcze jedną realizację. Pewnie ją kojarzycie. Zemła wykonał pomnik innego duchownego – bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Oprócz tego jest autorem licznych pomników, m.in. w Warszawie, Krakowie, Katowicach, Szczecinie czy Łodzi, a także w dalekim Peru, gdzie wykonał monument Ernesta Malinowskiego. Tak, tak, dobrze kojarzycie, to ten sam pan, który patronuje naszej przeprawie kolejowej przez Wisłę.

Pomnik ks. Frelichowskiego, podobnie jak ks. Popiełuszki, jest bardzo dosłowny. Przedstawia naturalnej wielkości postać, która trzyma na rękach konającego. To wyraźnie odniesienie do działalności duchownego w czasie II wojny światowej i jego posługi na rzecz cierpiących w niemieckich obozach śmierci, w których sam był więźniem.

Ale zacznijmy od początku. Stefan Wincenty Frelichowski przyszedł na świat 22 stycznia 1913 r. w pobliskiej Chełmży. Tam spędził dzieciństwo, tam też uczęszczał najpierw do szkoły powszechnej, a potem do gimnazjum. Oprócz tego trenował wioślarstwo w Chełmżyńskim Towarzystwie Wioślarskim oraz należał do 2. Pomorskiej Drużyny Harcerskiej im. Zawiszy Czarnego w Chełmży. Maturę zdał w 1931 r., po czym wyjechał do Pelplina, gdzie wstąpił do Seminarium Duchownego.

Święcenia kapłańskie przyjął w marcu 1937 r. i z początku pełnił posługę kapelana i sekretarza biskupa Okoniewskiego. Frelichowski jednak marzył o tym, aby być bliżej ludzi i pracować z młodzieżą. Biskup wiedząc o tym, wkrótce mianował go wikarym w kościele Św. Trójcy w Wejherowie. Na Wybrzeżu nie zabawił długo, jedynie cztery miesiące. W maju 1938 r. dostał nowy przydział, znacznie bliżej domu rodzinnego. To właśnie wtedy przyjechał do Torunia i został wikarym w kościele Mariackim. Ksiądz Wicek bardzo szybko stał się ulubieńcem toruńskiej młodzieży. Młody duchowny często grał z dzieciakami w piłkę, organizował też wycieczki i rajdy rowerowe. Zresztą, do rodziców, którzy nadal mieszkali w Chełmży, też najczęściej jeździł rowerem.

Sielankę przerwali Niemcy we wrześniu 1939 r. Okupacja naszego miasta rozpoczęła się 7 września, a wraz z nią pierwsza fala aresztowań. Wśród zatrzymanych był również ksiądz Frelichowski. Trafił do Okrąglaka, tego samego, którego ponure mury widział codziennie z okien swojego mieszkania w budynku parafialnym. W toruńskim areszcie przesiedział kilka dni, po czym został wypuszczony. Przyjaciele doradzali mu, aby wyjechał z Torunia, ale młody ksiądz nie chciał o tym słyszeć, nie miał zamiaru opuszczać swoich parafian, tym bardziej w chwili, gdy duchowe wsparcie było takie ważne. Jak się miało okazać, tę decyzję za kilka lat przypłaci życiem.

Niemcy wrócili po Niego 18 października 1939 r. Dla okupanta był to bardzo pracowity dzień. Zatrzymano wówczas około siedmiuset osób. Wszyscy zostali osadzeni w Forcie VII. Również tutaj, ksiądz Wicek był dla wielu oparciem.
Cichym, dobrym duchem wśród kapłanów był (…) ks. Wicek Frelichowski z Torunia (…). Był on dobrym druhem zarówno dla braci kapłańskiej, jak i dla całego laikatu fortecznego. (…) Umiał godzić zwaśnionych, cicho wszeptać słowo otuchy w wątpiące serce, rozdawać masami żywność, organizować dobro. Przy tym nie tracił nigdy spokoju i humoru.
ks. Wojciech Gajdus, Nr 20998 opowiada, str. 38
Na początku stycznia 1940 r. rozpoczęła się likwidacja fortecznego obozu i ks. Frelichowski razem z dwustoma innymi więźniami został wywieziony do obozu przejściowego w Gdańsku-Nowym Porcie, a po kilku dniach trafił do KL Stutthof, który dopiero się organizował. Trzy miesiące później przeniesiono go do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Ostatnim przystankiem w życiu duchownego było Dachau. 

Gdzie się nie pojawił, tam niósł pomoc. Odprawiał potajemnie msze, spowiadał i dzielił się żywnością z potrzebującymi, podtrzymywał na duchu cierpiących i konających. Mimo surowego zakazu, przedzierał się do chorych na tyfus i towarzyszył im w ostatnich chwilach życia. Nie chciał, aby umierali w samotności, dlatego kładł się przy nich, trzymał za rękę pomagając odejść w spokoju.

Wojna dobiegała końca, ale ks. Wicek nie doczekał wyzwolenia. Ciągłe przebywanie z chorymi sprawiło, że sam również zachorował na tyfus. Zmarł w nocy z 22 na 23 stycznia 1945 r., mając zaledwie trzydzieści dwa lata. Władze obozu – co było rzeczą niesłychaną – wystawiły zwłoki duchownego na widok publiczny. Potem ciało skremowano. Amerykanie wkroczyli do obozu ponad trzy miesiące później – 29 kwietnie, o godz. 17:15.

Toruński epilog tej historii miał miejsce pięćdziesiąt cztery lata później. 7 czerwca 1999 r.  papież Jan Paweł II, w czasie pobytu w Toruniu, dokonał beatyfikacji młodego duchownego, a cztery lata później ks. Wicek został patronem polskich harcerzy.

Pomniki to istotna i potrzebna forma upamiętnienia osób i wydarzeń szczególnie ważnych, ale nie jedyna. Młodzi mieszkańcy Torunia poznają postać ks. Wicka również na organizowanych od 2007 r. rajdach rowerowych śladami Błogosławionego. Pewnie większość z Was, podobnie jak ja, nie kwalifikuje się wiekowo do tych rajdów, dlatego polecam Wam Jego „Pamiętniki”. Nie wiem jak z księgarniami, ale bez problemu dostaniecie książkę na allegro. Zachęcam Was również do odwiedzin pomnika. A gdy już będziecie na miejscu i lepiej się rozejrzycie po terenie Wyższego Seminarium Duchownego znajdziecie więcej monumentów. Jakich? Przekonajcie się sami, albo poczekajcie na kolejne wpisy.