ZOBACZ DRUGĄ ODSŁONĘ "Po Toruniu"

24 lutego 2020

Mural „Obrona Torunia przed Szwedami 1629 r.”

Bielany » ul. Gagarina 44-58
|MURALE|
✔️ 10/2020 (344)
za: Wikipedia.org
Na przełomie XVI i XVII wieku żył sobie w Europie jeden facet, który lubił rysować. Nazywał się Matthäus Merian (to ten pan z lewej) i przyszedł na świat 22 września 1593 roku w Bazylei. Rytownictwa uczył się w Zurychu, a potem była Francja: Strasburg, Nancy i Paryż. Życie zawodowe związał jednak z Frankfurtem nad Menem. Tu zamieszkał i pracował. W 1626 roku otrzymał obywatelstwo miasta, co było niezbędne aby mógł prowadzić niezależne wydawnictwo. Jako wydawca wypuścił w świat m.in. prace polskiego przyrodnika Jana Jonstona, jako rysownik tworzył ilustracje do Pisma Świętego, ale jego najbardziej rozpoznawalnym dziełem łączącym Meriana-wydawcę i Meriana-rysownika była szesnastotomowa publikacja Topographia Germaniae, do której tekst napisał niemiecki pisarz i geograf Martin Zeiller.  Matthäus od lat sporządzał plany miast niemieckich i wspólnie z Zeillerem zebrali to wszystko w całość i zaczęli publikować. Pierwszy tom serii ukazał się w 1642 roku, ostatni dwanaście lat później. 

Piszę o tym wszystkim dlatego, ponieważ mural na szczytowej ścianie bloku przy Gagarina 44-58, to nic innego jak kopia planu Torunia według Meriana z trzynastego tomu Topographia Germaniae poświęconemu Pomorzu. Topographia Electoratus Brandenburgici et Ducatus Pomeraniae - tak brzmi pełny tytuł pomorskiego tomu, po raz pierwszy wydano w 1652 roku, ale sam plan powstał najprawdopodobniej co najmniej dekadę wcześniej i został oparty na rysunku sporządzonym w 1631 r. przez królewskiego inżyniera Jakuba Hoffmanna. Zatem mural jest kopią kopii, w dodatku kolejną w przestrzeni miejskiej, bowiem ten sam plan już pojawia się na jednej z toruńskich ścian [patrz: Murale poetyckie z ulicy Podmurnej].
plan Torunia sporządzony przez Mateusza Meriana | za: Historia Torunia 2.2
Właściwie mógłbym na tym zakończyć ten wpis, dodając jeszcze, że obraz przeniósł na ścianę Mateusz Małkiewicz, a wszystko w ramach średnio udanego projektu pod nazwą Toruński Szlak Murali Patriotycznych, sfinansowanego z budżetu obywatelskiego. No, mógłbym, ale wtedy część z Was zastanawiałaby się co z tym wszystkim ma wspólnego obrona Torunia przed Szwedami w 1629 roku. Wiecie, co? Nie mam pojęcia, ale ktoś ze Stowarzyszenia Nasz Podgórz (bo to oni odpowiadali za stworzenie szlaku murali) uznał, że plan z roku ok. 1641 (a jeśli weźmiemy pod uwagę pierwowzór to z 1631) idealnie ilustruje wydarzenia, które rozegrały się dwanaście lata wcześniej. Całe szczęście pod muralem mamy tabliczkę dzięki której wiemy „co autor miał na myśli”. A skoro dysponujemy już tak cenną wiedzą, wypada teraz wspomnieć o tym, jak to było z tymi Szwedami, którzy postanowili nam zrobić z miasta „jesień średniowiecza”.

Zanim dojdziemy do pamiętnych wydarzeń, w których torunianie pokazali swój heroizm i męstwo w walce o własne miasto, cofnijmy się o trzy lata. Chociaż nie, bo między Polską a Szwecją zgrzyty zaczęły się już pod koniec XVI wieku, kiedy to po siedmiu latach upadła unia polsko-szwedzka, w wyniku czego Zygmunt Waza stracił szwedzką koronę. Potem było jeszcze kilka innym mniejszych tarć, aż nastał rok 1611 r. i królestwo przejął Gustaw August, który w pewnym momencie uznał, że Szwecja jest za mała i że trzeba buchnąć komuś kilka hektarów. Jak pomyślał, tak zrobił. Skutek był tak, że w 1626 roku wojska szwedzkie wylądowały w Piławie i ruszyły na Gdańsk. Po drodze zajęli kilka innych miast, jak choćby Malbork, a to przecież nie tak daleko Torunia. A na pewno na tyle blisko, aby ówczesne władze miasta zaczęły się niepokoić o bezpieczeństwo swoje i mieszkańców. Tak więc, na ulicach pojawiło się więcej żołnierzy, wzmocniono mury i zadeklarowano – w myśl zasady, że lepiej zapobiegać niż leczyć – że Toruń włączy się aktywnie do walki z Gustawem. Latem 1626 roku właśnie u nas była koncentracja polskiego wojska, a we wrześniu do miasta przybył sam król oraz sejm, który aż do grudnia obradował zarówno w Dworze Artusa jak i Ratuszu Staromiejskim

Choć Toruń cały czas brał czynny udział w wojnie, przez trzy lata w mieście panował względny spokój, choć częste przemarsze przez miasto polskiego wojska stawały się coraz bardziej uciążliwe dla mieszczan. W maju 1628 pojawiły się pierwsze niepokoje. Rzeczpospolita coraz gorzej radziła sobie w walce ze Szwedami, Toruń zaczął się obawiać, że dzika horda zza morza, wkrótce zapuka do bram. Zaczęto więc umacniać mury obronne, zbudowano wały i palisady od strony Wisły, usypano szańce, powołano więcej mężczyzn do wojska. Gdy we wrześniu 1628 Adolf zdobył Brodnicę, właściwie stało się jasne, że wkrótce ruszy na Toruń.

Gerard Denhoff | za: Historia Torunia 2.2
Jedno trzeba oddać królowi Szwecji – miał za dowódce swych wojsk sprawnego i odważnego żołnierza – feldmarszałka Hermana Wrangla, który po Brodnicy, zajął również Kowalewo. 16 lutego 1629 roku sześciotysięczna armia nadciągnęła do Torunia od strony wsi Mokre. Po drugiej stronie murów było jedynie 350 żołnierzy i 1100 uzbrojonych mieszczan. Obroną kierował królewski pułkownik Gerard Denhoff (pan po prawej) oraz burmistrz Jan Preussem. Według legendy, przed Szwedami ostrzegł torunian młody włóczęga i złodziej, który tego dnia miał zawisnąć na szubienicy. W tamtym czasie egzekucje wykonywano poza miastem, a konkretnie na nieistniejącym dziś wzgórzu przy dzisiejszej ulicy św. Józefa. Wzgórze nazwano „Wisiołkami” – wiadomo dlaczego. No więc, 16 lutego 1629 roku poprowadzono skazańca na te Wisiołki. Wprowadzono na drabinę i założono pętlę na szyję. Pogodzony ze swym losem chłopak ostatni raz spojrzał na okolicę, gdy nagle ujrzał z oddali idących w stronę miasta żołnierzy ze sztandarami. Krzyknął: „Szwedzi idą!” i wskazał ręką ku Mokremu. Wszyscy, łącznie ze skazańcem, wrócili do miasta i ostrzegli innych, dzięki czemu udało się w porę zabarykadować bramy i zorganizować skuteczną obranę. A skazany na śmierć chłopak? Odpuszczono mu winy i nadano przydomek „Szwedko”, potem osiedlił się w Toruniu na stałe i wszyscy zaczęli zapraszać go do grona znajomych na facebooku. ツ

Ale wróćmy do faktów. Pierwszego uderzenia dokonano na bramę św. Katarzyny. Najpierw ją ostrzelano, potem próbowano wysadzić, ale bez powodzenia. Oberwało się za to Nowemu Miastu, ucierpiał tamtejszy Ratusz i domy. Nocą Szwedzi zaatakowali okolice bramy Chełmińskiej czyniąc kolejne poważne szkody. Mimo skutecznej obrony mieszczanie toruńscy byli gotowi rozmawiać z wrogiem o warunkach kapitulacji, ale pułkownik Denhoff nie miał zamiaru oddawać miasta. Walka trwała.

Á propos obrony miasta. Z tym wiąże się kolejna toruńska legenda, w której główną rolę tym razem odgrywa pewien leniwy miejski kocur, migający się od łapania myszy i szczurów buszujących po spichrzach. Nasz kot wolał przechadzać się po murach miejskich i wyciągać od strażników smakołyki. Swym sposobem bycia przypominał trochę kota ze Shreka, a raczej to kot ze Shreka przypominał tego toruńskiego. W każdym razie on, aby pokazać na co go stać, potrzebował wyzwania, a gryzonie nim nie były. To pojawiło się dopiero w dniu najazdu Szwedów na Toruń. Według legendy kocur dzielnie bronił miasta, rzucając się na najeźdźców i naznaczając ich gęby swoimi pazurami. Podobno wycinał im na policzkach litery „T”, aby na zawsze zapamiętali, że dostali wpiernicz od kota toruńskiego... No dobra, to „T” sam wymyśliłem. ツ Według tej samej legendy, to właśnie ten kot został patronem miejskich baszt, z których do naszych czasów przetrwała tylko jedna – Koci Łeb. Można powiedzieć, że Szwedzi zemścili się na kocie, choć tylko symbolicznie. Podczas kolejnego oblężenia Torunia w 1703 roku, zniszczyli pozostałe kocie baszty: Koci Brzuch, Koci Ogon i Kocie Łapy.

W porządku, zostawmy już podania, bo oto nastaje nowy dzień. Jest 17 lutego 1629 roku. Wrangel żąda od torunian odpowiedzi na list z poprzedniego dnia, w którym domagał się kapitulacji i okupu w wysokości 100 tys. talarów (miał chłop fantazję, nie powiem). Odpowiedź Denhoffa, choć niewerbalna, mówi jasno: takiego wała – zarówno jeśli chodzi o punkt pierwszym, jak i drugi, po czym zarządza ostrzał Szwedów. Wymiana ognia trwała do południa. Było ciężko. Toruń dysponował jedynie kilkoma starymi armatami, no i znacznie mniej liczebną załogą. Wróg – mimo iż pierwszego dnia poniósł spore straty w ludziach (zginęło kilkuset Szwedów) – nadal miał przewagę liczebną, ale obrońcy miasta byli bardziej zdeterminowani, zawzięci, no i otaczały ich grube mury. W końcu Wrangel – najwyraźniej nie widząc szans na sukces – zdecydował się na odwrót. Na odchodne zapowiedział, że wróci na Zielone Świątki czyli 3 czerwca. Nie wrócił, choć 74 lata później torunianie znów musieli bronić miasta przed Szwedami. Jednak to już zupełnie inna historia.

Skuteczna obrona miasta stała się – co zrozumiałe – powodem do dumy. W pierwszą rocznicę bitwy wybito okolicznościowy medal, na którym znalazła się inskrypcja: „Wierność i stałość wypróbowane ogniem”, a w 1651 powstał okolicznościowy panegiryk opatrzony przepiękną stroną tytułową. Zresztą, spójrzcie sami:
za: Informator o zbiorach i działalności Woj...
I tak sobie myślę, że przeniesienie tej grafiki na ścianę, dużo lepiej obrazowałoby obronę Torunia i bohaterstwo jego mieszkańców, niż dublowanie planu miasta. Tak czy inaczej, o wydarzeniach z lutego 1629 roku warto wiedzieć i pamiętać. To ważne wydarzenie w historii Torunia i dobrze, że zostało upamiętnione muralem. Murale historyczne to w końcu takie trochę substytuty pomników, co nie? A to, że nie wszystkie są udane... hmmm, no cóż, i tak bywa.

Źródła: Historia Torunia, tom II, część 2 – praca zbiorowa (TNT, 1994); Informator o zbiorach i działalności Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej Książnicy Kopernikańskiej w Toruniu – praca zbiorowa (Książnica Kopernikańska w Toruniu, 2008); Legendy i opowieści historyczne o Toruniu – Benon Frąckowski (PCU, 2013); Zachodniopomorska Biblioteka Cyfrowa.