Przyznam szczerze - nie sądziłem, że do Grudziądza wrócę tak szybko. Nie minął nawet rok, kiedy znów wylądowałem na obskurnym dworcu przy Dworcowej 38. Odnowione perony tylko pozornie robią lepsze wrażenie, z kolei samo gmaszysko odstrasza PRL-owską bryłą i smrodem, który towarzyszy większości tego typu obiektom w Polsce. W sumie powinienem być do tego przyzwyczajony, szczególnie po tym, jak kilka lat temu utknąłem na całą noc na Dworcu Centralnym w Warszawie. Miałem wtedy niepowtarzalną okazję zobaczyć nie tylko nocne, ale i podziemne życie stolicy. Przyjemność to była raczej wątpliwa, ale noc zapadni mi w pamięci na zawsze. Tak czy owak dworców nie lubię, toteż w tej kwestii nie mogę być obiektywny. Szybko zresztą opuszczam kolejowe włości i ruszam w stronę Centrum, na ulicę Portową, gdzie odkrywcy grudziądzkiej twierdzy mają swoją zbiórkę.
Początkowo chciałem pokazać Wam zarówno ujęcia nowej mariny, jak i cmentarze: wojenny i garnizonowy. Okazało się jednak, że zdjęć jest zbyt wiele na jeden wpis, a rozbijanie na dwa posty nie miałoby sensu, zatem skupimy się na samej Cytadeli, której zwiedzanie zaczynamy od Dzieła Rogowego. Dostanie się do jednego z podziemnych tuneli nie jest rzeczą łatwą. Nie prowadzi tam żadna oficjalna ścieżka, chociaż mimo zarośli szlak wyglądał na przetarty.
Po kilkuminutowym marszu wreszcie docieramy na miejsce.
Dzieło Rogowe ukończono w 1788 roku, czyli mniej więcej w czasie, kiedy zbudowano Cytadelę. Dzieło zlokalizowane jest na terenie lasku miejskiego, przy czym należy zaznaczyć, że lasek robi bardzo dobrze wrażenie. Są zadbane ścieżki, ławeczki, kosze na śmieci, a nawet parkingi rowerowe. Brak jest tylko porządnego dojścia do włazu widocznego na zdjęciu powyżej, a przecież to co najciekawsze kryje się we wnętrzu "króliczej nory".
Ta część twierdzy miała, w razie ataku, osłonić Cytadelę od południa. Rawelin dzieła została wysadzona w powietrze, w latach, kiedy to "cały naród budował swoją stolicę". Komuniści chcieli w ten sposób pozyskać cegłę, ale chyba wiele z tego nie wyszło. Na zdjęciu powyżej widzicie chodnik minerski w przeciwskarpie.
Pora wejść do Cytadeli, która nadal jest obiektem wojskowym. Wszystko jest już uzgodnione, na pierwszy rzut oka w naszej grupie nie ma sowieckich szpiegów, tak więc wszyscy wchodzimy na teren jednostki. Obecnie obiekt nie pełni żadnej ważnej funkcji obronnej, a w części, którą zwiedzaliśmy, żołnierzy nie ujrzysz. Ta garstka stacjonujących tu wojskowych, lada moment może się stąd wyprowadzić, a wtedy Cytadela zostanie skazana na powolną śmierć, bo i prezydent Grudziądza niespecjalnie wyrywa się do opieki nad obiektem, ani marszałek województwa. Zresztą Twierdza to nie tylko bolączka Grudziądza, również w Toruniu widzimy, że miejscy urzędnicy mają pruskie forty w dupie i - trzeba im to przyznać - są w tym bardzo konsekwentni.
Plan Cytadeli (źródło: www.grudziadz.fortyfikacje.pl) |
Grudziądzką Cytadelę budowano w latach 1776-1788 z rozkazu króla Fryderyka II, czyli sto lat przed tym nim powstał pierścień fortów okalających Toruń. Twierdza pod dowództwem gen. Wilhelma de Courbiere była jedną z nielicznych pruskich twierdz, które nie zostały zdobyte przez wojska napoleońskie. Z tego powodu nie minęła go nagroda. Otrzymał nie tylko tytuł feldmarszałka, ale objął również funkcję gubernatora Prus Wschodnich. Nie można temu zaprzeczyć - Courbiere był skutecznym dowódcą, co - bynajmniej - nie jest synonimem "dobrego dowódcy". Nie był lubiany przez swoich żołnierzy, z dezerterami rozprawiał się w bestialski sposób, a do historii przeszedł jako megaloman, zadufany w sobie buc, który po abdykacji króla Fryderyka Wilhelma III i wezwaniu do poddania Twierdzy, powiedział: Jest jeszcze król Grudziądza. Przy czym za tego króla uważał się sam Courbiere. I pewnie z tego powodu polubił go Janusz Korwin Mikke, który podczas, któregoś przedwyborczego turnée wpadł również do Grudziądza i złożył kwiaty na grobie pruskiego generała. Na pytanie: dlaczego to zrobił? Miał odpowiedzieć: bo to wielce zasłużony człowiek dla regionu był... No cóż, pozostawmy "ludowe mądrości" tego pana, bez komentarza.
Dla tych, co chcą zgłębić historię Cytadeli, odsyłam do strony Koła Twierdzy Grudziądz [link], które powstało przy Toruńskim Towarzystwie Przyjaciół Fortyfikacji. My jednak skupimy się na podziwianiu tej imponującej budowli.
Liczne tunele lub - jak kto woli - chodniki minerskie, to prawdziwy podziemny labirynt pełen zakamarków i ślepych odnóg. Podziemne korytarze wchodzącą w głąb lasu, co widać na zamieszczonej nieco wyżej rycinie przedstawiającej plan Cytadeli. Chodniki, to te cienkie gałązki wychodzące poza obwód twierdzy. Są też przejścia łączące poszczególne tunele, a wszystko to spowija aura niesamowitej atmosfery rodem z Indiany Jonesa lub - co najmniej - z serialu Zagubieni ;)
Wielkość i potęgę murów Cytadeli doskonale obrazuje powyższe zdjęcie. Autobus w porównaniu z ceglaną ścianą jest o połowę mniejszy, nie wspominając o samochodzie osobowym.
Nic więc dziwnego, że w czasach, gdy armie nie dysponowały taką mocą uderzeniową jak teraz, zdobycie tego typu obiektów było niezwykle trudne. Pruskim architektom należy oddać fakt, że byli geniuszami w swoim fachu, a to co stworzyli to prawdziwe arcydzieła architektury wojskowej. Nikt później już nie budował tak jak oni. Oczywiście koszt stworzenia twierdzy takiej jak grudziądzka Cytadela, pochłaniała bajońskie sumy, przekraczające te uwzględnione w kosztorysie. Daleko szukać... Cytadela - w założeniu - miała kosztować 1,8 mln talarów, a w rzeczywistości kwota ta była bliska 3,7 mln. Ale kto by się przejmował takimi błahostkami, gdy w grę wchodzi stworzenie budowli, która przetrwa setki lat.
Pobieżne zwiedzanie Cytadeli, to co najmniej 2,5-3 godziny. Gdybyśmy tak chcieli przejść wszystkimi dostępnymi tunelami, zajrzeć to każdego z pomieszczeń, eksploracja zajęłaby jakieś 2 dni. Nawet przewodnik, który pracuje w twierdzy od kilkunastu lat, przyznał, że nie był we wszystkich miejscach. To świadczy o tym, z jak monumentalną budowlą mamy do czynienia.
Cytadela, zbudowana przecież przez Niemców, na krótko wróciła w ich łapy w czasie II wojny światowej, kiedy to na tym terenie umieszczono obóz jeniecki, przez który przewinęli się żołnierze chyba wszystkie narodowości europejskich. Cytadela była też świadkiem wielkiego upadku III Rzeszy. Po wojnie, za grubymi murami miasta w mieście, powróciło wojsko polskie, szkoda tylko, że na usługach Kremla.
Wspomniałem wcześniej o "mieście w mieście". Cytadela była właściwie organizmem samowystarczalnym. Pruskie wojsko na terenie twierdzy miało nawet swoje prosektorium. Do dziś zachował się stół, na którym dokonywano sekcji zwłok (patrz na zdjęcie powyżej). Największym problemem dla zwykłym żołnierzy, był brak szynków. Mieszkańcy Grudziądza wyszli im naprzeciw tworząc w okolicach Cytadeli liczne spelunki.
Jeszcze kilka lat temu obiekt można było zwiedzać jedynie dwa razy do roku. Jednak od pięciu lat sytuacja znacząco się zmieniła. Na teren Cytadeli można wejść w każdą sobotę o godz. 11, między 9 maja a 31 października. Sobotnie zwiedzania organizuje Wojskowe Stowarzyszenie Kulturalno-Edukacyjne "RAWELIN". Koszt 2,5h zwiedzania to tylko 10 zł (cena ulgowa: 5 zł), a wrażeń z pewnością nie zabraknie. Grudziądzka Cytadela to twór wręcz niesamowity, pełen wciąż nieodgadnionych tajemnic. Gorąco polecam sobotni wyjazd do Grudziądza. Uzbrójcie się w latarki i zdobywajcie Twierdzę Grudziądz.
A na koniec nasz autobus zamienił się w mobilny bar, w którym serwowano pyszną wojskową grochówkę :).
Zwiedzanie Cytadeli odbyło się w ramach pierwszej edycji wycieczek Szlakiem fortyfikacji Dolnej Wisły, które są częścią projektu BIO+.