ZOBACZ DRUGĄ ODSŁONĘ "Po Toruniu"

22 lutego 2017

Teatr „Baj Pomorski”

Wszyscy dobrze znamy magiczną szafę przy ulicy Piernikarskiej 9. „Baj Pomorski” od 2006 roku jest współczesną wizytówką starówki, przed którą często zatrzymują się turyści, by strzelić fotkę, dwie… ewentualnie dziesięć. Ale nie zawsze było tak bajecznie. Jakie były początki Teatru Lalek? I kto rezydował w budynku przed wojną?

Ta historia zaczyna się wiele dziesięcioleci temu, w kwietniu 1945 roku na dworcu kolejowym w Bydgoszczy. Irena Pikiel, przyjechała na Pomorze z Wilna i kurczowo ściskała w dłoni dokument wydany przez Ministerstwo Kultury i Sztuki. Ten niepozorny kawałek papieru opatrzony orzełkiem okradzionym przez komunistów z korony, był kluczem umożliwiającym otwarcie pierwszego na Pomorzu Teatru Lalek. Jednak pozwolenie, to nie wszystko, a lokalna władza ludowa miała poważniejsze wyzwania, niż tworzenie jakiegoś tam teatru kukiełkowego. Wciąż trwały porządki po wojennej zawierusze, przejmowanie kolejnych stanowisk, tworzenie aparatu represji, a tymczasem Teatr dostał swoją upragnioną siedzibę w… Rzeźni Miejskiej. Tak, swoje pierwsze kroki „Baj Pomorski” stawiał w dawnej bydgoskiej ubojni zwierząt. Nic więc dziwnego, że jak tylko nadarzyła się okazja, pani Pikiel czym prędzej czmychnęła do Torunia.

W Bydgoszczy odbyły się tylko dwie premiery. Pierwszym spektaklem była sztuka Ewy Szelburg-Zarembiny O krawczyku Wędrowniczku, wystawiona po raz pierwszy 28 października 1945 r. Dwa miesiące później wystawiono kolejną sztukę: O raku nieboraku i pstrągu dziwolągu, która była jednocześnie pierwszą wystawianą w Toruniu. „Baj Pomorski” przeniósł się do naszego miasta w kwietniu 1946 r. i od razu wprowadził się do budynku, który zajmuje do dziś. Początki Teatru w raczkującej socjalistycznej rzeczywistości, nie należały do najłatwiejszych, a warunki były wręcz spartańskie: chłód, walka o każdą żarówkę, reflektory robione z metalowych puszek, brak sceny, kurtyna z jakiejś szmaty… I pomyśleć, że przed wojną budynek był centrum kulturalnym pomorskich Niemców…
lata '70, źródło: KPBC
Wyskoczmy na moment do przedwojennego Torunia. Jest rok 1923. Wrzesień – może nawet pogodny i słoneczny. Dokładnie 16 września 1923 roku poświęcono „Deutsches Heim”, czyli – w wolnym tłumaczeniu – „Niemieckie Ognisko Domowe”, był to swego rodzaju dom kultury dla Niemców z regionu. O imprezie inauguracyjnej pisało kilka dni później Słowo Pomorskie. W krótkiej notce czytamy m.in., że w uroczystościach wzięło udział około 3000 polskich Niemców.
"Bawiono się tam doskonale do godz. 3-ej rano – pisało „Słowo Pomorskie” – przy tańcu i kieliszku (mimo niedzieli) do tego stopnia, że kilku naszych „lojalnych” urządzało burdy w lokalu. Jak nam donoszą, w uroczystości tej brali udział także i Polacy, m.in. bardzo znani obywatele toruńscy. Jeden z nich, z zawodu strażak ogniowy, wykrzykiwał – co prawda w nietrzeźwym stanie – głośno, lecz nie bardzo lojalnie swe „credo” politycznie, zupełnie w tym samym duchu, jak niegdyś za dobrych czasów na festynach urodzin cesarskich. Należałoby spodziewać się, że p. R. jako strażak ogniowy polskiego miasta i na tego rodzaju zabawach faktycznie lojalnie zachować się powinien.
(pisownia i stylistyka oryginalna)

Od tej pamiętnej nocy z 16 na 17 września ’23 r., dzisiejszy budynek Teatru był swoistym centrum kulturalnym, ale i politycznym pomorskich Niemców. Tutaj organizowano koncerty, odczyty, imprezy dobroczynne; tutaj też zaczęto spiskować i snuć marzenia o wielkiej Rzeszy. Mówiło się, że w tym budynku swoje gniazdo uwiła V Kolumna, że tworzono tu – jeszcze przed wybuchem wojny – listy torunian przeznaczonych do likwidacji. Podobna lista – co wiemy na pewno – powstała przy Bydgoskiej 34/36 w gmachu ówczesnego Konsulatu Generalnego Rzeszy Niemieckiej. Ale wróćmy na Piernikarską…

W czasie wojny domowe ognisko chyba się wypaliło, bo nie było już miejsca dla „Deutsches Heim”. Niemcy urządzili tu Teatr Zamkowy (Burgtheater), zatem można powiedzieć, że Melpomena rządziła budynkiem już na początku lat ’40. Jakie spektakle grał Burgtheater? Oczywiście propagandowe i tylko dla wybrańców, choć wszyscy wiedzieli, że „tylko świnie siedzą w kinie, co bogatsze to w teatrze”.

Przeskoczmy teraz do czasów, kiedy przed sceną nie siedziała już trzoda chlewna, a polskie dzieci, dla których Teatr Lalek był odskocznią od szarej powojennej rzeczywistości. „Baj Pomorski” swoją działalność zaczynał skromnie i amatorsko. Cały zespół liczył dziesięć osób, w większości studentów powołanego do życia niespełna rok wcześniej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Pikiel pierwszych pracowników ściągnęła z Wydziału Sztuk Pięknych. Osobiście ich przesłuchiwała, a pomagał jej sam Tadeusz Fijewski, który zanim został Panem Anatolem, miał już za sobą dwadzieścia ról w przedwojennych filmach, a w pierwszym powojennym sezonie grał na deskach Teatru Ziemi Pomorskiej pod dyrekcją Willama Horzycy. Fijewski reżyserował też dla „Baja” spektakl O raku nieboraku i pstrągu dziwolągu, potem przeniósł się do Łodzi, a rok później do swojej rodzinnej Warszawy. Ze stołecznymi deskami był już związany do śmierci; grywał też w filmach, chociaż najczęściej w rolach drugo- i trzecioplanowych. Sukces przyszedł wraz z Janem Rybkowskim, który wyreżyserował w 1957 r. Kapelusz pana Anatola – komedię omyłek, w której głównym bohaterem jest pewien kasjer PZU. Film tak się spodobał, że duet Fijewski-Rybkowski nakręcił dwa sequele: Pan Anatol szuka miliona (1958) oraz Inspekcja pana Anatola (1959).
spektakl "O Wacku piekarczyku, Jacku kucharczyku...",
źródło: książka "Państwowy Teatr Lalki i Aktora Baj Pomorski..."
Gdy Irenę Pikiel przeniesiono do warszawskiego „Baja”, dyrektorskie stery toruńskiego teatru przejęła Joanna Piekarska, dotąd reżyserka, a teraz osoba numer jeden w całym zespole. To właśnie ona sprawiła, że „Baj Pomorski” stał się jeszcze bardziej toruński. Zleciła Wiktorowi Malskiemu napisanie sztuki o naszym mieście. Tak powstał spektakl O Wacku piekarczyku, Jacku kucharczyku, pysznych Krzyżakach i toruńskim pierniku. Prapremiera odbyła się w roku 1948 i została dobrze przyjęta przez młodą publiczność. Od tamtej pory, co jakiś czas pojawiają się sztuki o Toruniu i jego mieszkańcach, tworząc miłą lokalną tradycję.

Aktorzy, dla których „Baj Pomorski” był przede wszystkim przygodą i pierwszą sceną w karierze (często pierwszą i ostatnią), pobierali lekcje od mistrzów z pl. Teatralnego. Dążenie do perfekcji zajęło lata, jednak udało się nie tylko przetrwać, ale i rozwinąć skrzydła.
spektakl "Romantyczności kopernikowskie",
źródło: książka "Państwowy Teatr Lalki i Aktora "Baj Pomorski"..."
Tymczasem w roku 1950 „Baj Pomorski” zostaje upaństwowiony. Z jednej strony oznacza to regularny, choć skromny zastrzyk państwowej gotówki, z drugiej zaś ograniczenia w doborze repertuaru, a wręcz narzucenie przez władzę ludową konkretnych sztuk. W latach ’50 przyszedł też upragniony remont. Wreszcie stworzono scenę z prawdziwego zdarzenia, garderoby dla aktorów i pracownię lalkarską, a dyrektorem został człowiek z nadania – Stanisław Staph. W tym samym roku pojawia się też konkurencja – na Wrzosach Janina Awgulowa otwiera swój „Zaczarowany Świat”.
spektakl "Celestyna",
źródło: książka "Państwowy Teatr Lalki i Aktora "Baj Pomorski"..."
spektakl "Jarmark z Punchem czyli Teatr na Wozie",
źródło: książka "Państwowy Teatr Lalki i Aktora "Baj Pomorski"..."
Aktorzy „Baja Pomorskiego” nie ograniczali się tylko do występów na własnej scenie. Mieli też spektakle wyjazdowe w wielu miastach. Rozklekotane ciężarówka toruńskiego teatru, często w wersji „cabrio” – bez plandeki, dojeżdżały m.in. do Aleksandrowa Kujawskiego, Grudziądza, Bydgoszczy i Chełmży. Jak widać, pasja okazała się ważniejsza od niedogodności i dyskomfortu. Przez pierwszych czterdzieści lat w „Baju Pomorskim” odbyło się 128 premier i 48 prapremier. Wystawiano zarówno klasykę dla dzieci i młodzieży, jak chociażby W pustyni i w puszczy, O krasnoludkach i sierotce Marysi czy Mały Książę, ale także spektakle bardziej regionalne, jak Jarmark z Punchem, czyli Teatr na Wozie. W późniejszych latach pojawiły się też widowiska dla dorosłych z Celestyną na czele.

Chyba nie ma torunianina, który chociaż raz nie był w „Baju Pomorskim”, a z pewnością wszyscy o nim słyszeli. Po raz pierwszy do teatru przy Piernikarskiej 9 przyszedłem w latach ’90. Nie pamiętam dokładnie, czy miałem 6, czy 7 lat, w każdym razie byłem jeszcze „smarkiem”. Spektaklu nie pamiętam, ale zarówno z tej pierwszej wizyty, jak i z kolejnych zapamiętałem szatnię i tłum dzieciarni, która parła do przodu, aby odzyskać swoją kurtkę. Panował tam niemiłosierny ścisk i wolna amerykanka, a panie szatniarki nie bawiły się w subtelności, tylko hurtowo ściągały kurtki z haczyków i rzucały na ladę, zaś latorośle już same odnajdywały swoje okrycie, przy czym część ubrań lądowała na podłodze zadeptywana przez dziesiątki małych butów. Ale kto by się tym przejmował? Z pewnością nie panie szatniarki. Później – jak pamiętam – aby nie brać udziału w tym dantejskim spektaklu, brałem kurtkę na salę. Tak, najbardziej wryła mi się w pamięć ta demoniczna szatnia, która skutecznie przykryła dobre wspomnienia związane z obejrzanymi przedstawieniami.

„Baj Pomorski”, swoją współczesną formę szafy przyjął w 2006 roku. Generalny remont i przebudowa trwała ponad rok (od lipca 2005 do listopada 2006), a gdy zniknęły rusztowania, niejeden oniemiał z zachwytu i… miał do tego pełne prawo. Niepozorny budynek zyskał zupełnie nową twarz, zupełnie, jak Paweł Małaszyński w serialu Twarzą w twarz, czy John Travolta i Nicolas Cage w Bez twarzy, chociaż oni, to akurat zamienili się gębami. Nieważne. W każdym razie, toruński Teatr Lalek zmienił się nie do poznania, a pomysł jego przebudowy jest po prostu genialny. Ostatnio miałem okazję być w środku, po raz pierwszy od czasu przebudowy (tak, wiem, minęło już 11 lat, ale w pewnym wieku przestaje się oglądać bajki, a miejsce na widowni zostawia się młodszym pokoleniom) i byłem zachwycony. Szare wnętrza, jakie pamiętam, są teraz przytulne i bardziej przyjazne, a poszczególne detale, cieszą oczy. „Baj Pomorski”, zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz, jest piękny i… nawet szatnia ewoluowała, wygląda na to, że jest teraz samoobsługowa.

Gdy Teatr przeniósł się z Bydgoszczy do Torunia, w sezonie 1946/47 zagrano zaledwie 83 spektakle. Dziś, wystawia się ponad 30 widowisk miesięcznie, a aktualny repertuar możecie sprawdzić na stronie internetowej. Teraz nie macie już wyboru, wieźcie swoje pociechy za rączki i ruszajcie do „Baja Pomorskiego”.

L   O   K   A   L   I   Z   A   T   O   R
zobacz całą mapę "Po Toruniu" >>>