|POMNIKI|
Stare Miasto.
To jeden z najbardziej znanych i lubianych toruńskich pomników. Sympatyczna postać flisaka grającego na skrzypcach towarzyszy torunianom od 1914 roku. Jaka była geneza tego pomnika – studzienki? I jak to się stało, że polski flisak stanął na dziedzińcu ratusza w czasach zaboru pruskiego?
To jeden z najbardziej znanych i lubianych toruńskich pomników. Sympatyczna postać flisaka grającego na skrzypcach towarzyszy torunianom od 1914 roku. Jaka była geneza tego pomnika – studzienki? I jak to się stało, że polski flisak stanął na dziedzińcu ratusza w czasach zaboru pruskiego?
W marcu 1911 roku nadburmistrzem Torunia zostaje, przybyły z Wrocławia, dr. Arnold Hasse. Niebawem, na jednym z pierwszych bankietów wydanych przez ratusz, zjawiła się cała miejska śmietanka towarzyska. Wśród zaproszonych gości byli rajcy i przedsiębiorcy, przedstawiciele najpotężniejszych toruńskich rodów. Kwartet smyczkowy grał akurat Arię na strunie G Jana Sebastiana Bacha, gdy 38-letni Arnold Hasse podszedł do okna w holu przed Salą Królewską i spojrzał na pogrążony w półmroku dziedziniec. Zadumał się przez chwilę, jakby o czymś intensywnie myślał. Gustaw Wesse – największy fabrykant toruńskich pierników, z do połowy opróżnioną lampką wina w ręku, zbliżył się do nowego burmistrza i zagadnął go:
– O czym tak rozmyślasz, Arnoldzie?
– Mamy już pierwsze automaty telefoniczne i pierwsze taksówki spalinowe, a na moim dziedzińcu wciąż stoją obskurne cele. Jak w średniowieczu.
Wesse wyjrzał przez okno.
– Masz słuszność, Arnoldzie. Wygląda to szpetnie.
– A nie powinno, Gustawie. Mam pewien pomysł. Co byś powiedział, aby tu, na dziedzińcu, wznieść ozdobną studzienkę? Nic wyszukanego, żadnej ekstrawagancji. Prosta forma, jakiś posąg otoczony niedużym zbiornikiem. Cele byśmy zlikwidowali i trochę odświeżyli dziedziniec…
– To znakomity pomysł – stwierdził Wesse.
– Mówisz, że znakomity, ale jak odbiorą to inni mieszkańcy?
– Będą zachwyceni. Trzeba jak najszybciej zorganizować zbiórkę i spotkanie, aby ustalić ostateczną formę zdroju.
– Zajmiesz się tym?
– Z przyjemnością, panie nadburmistrzu.
Oczywiście, scenka ta została wymyślona na potrzeby niniejszego wpisu, ale mniej więcej tak to mogło wyglądać. Arnold Hasse rzeczywiście rzucił pomysłem stworzenia studzienki/fontanny na jednym z bankietów, a Gustaw Wesse podchwyciwszy to, zadeklarował, że zajmie się zbiórką pieniędzy. Zbiórkę rozpoczęto w kwietniu 1912 roku. Sprawy związane z projektem wziął na siebie miejski radca budowlana Karl Kleefeld. Wstępny kosztorys wyniósł 8000 marek, a do konkursu wytypowano trzech niemieckich artystów. Wizja flisaka na postumencie zrodziła się w głowie Kleefelda. To właśnie on 7 października 1912 roku wysłał do rzeźbiarzy informację, aby w swych projektach uwzględnili personifikację zawodu, który zbudował potęgę Torunia. Jednak, nie wszystkim to się podobało. Na początku 1913 r., gdy sprawa nabrała rozgłosu, zaczęły pojawiać się – również w prasie – głosy przeciwne flisakowi, a wraz z nimi inne pomysły na pomnik. Wśród nich były m.in.: niemieckie (a jakże!) dzieci dzielące się piernikiem, personifikacja Wisły, a nawet (kogoś poniosła fantazja) posąg Krzyżaka, co było nie do przyjęcia nawet dla niemieckich torunian.
Dr. Hasse widząc brak jedności, zwołał na 4 kwietnia 1913 roku, zebranie w Dworze Artusa. Chciał poznać wszystkie opinie i pomysły oraz spróbować wypracować konsensus. Przybyło 50 osób, a artyści przesłali swoje projekty. Wówczas po raz pierwszy Toruń zobaczył inspirowaną legendą wizję Amberga – gipsową statuetkę flisaka grającego na skrzypcach, otoczonego żabkami. Projekt ten zyskał spore zainteresowanie, w tym Kleefelda i samego nadburmistrza, który wysłuchawszy głosów krytyki, powiedział:
– Panowie, wszyscy czytamy prasę. Die Presse rozpętał niepotrzebną kampanię przeciwko flisakowi. A już pomysł z Krzyżakiem… – pokręcił głową. – Nie po to toruńscy mieszczanie burzyli zamek, aby kilka wieków później stawiać ciemiężycielom pomniki. To zły kierunek. Dzieci z piernikami może i są toruńskie, ale bardziej pasują na dziedziniec fabryki Gustawa – skinął głową w kierunku Wessego. – Od początku byłem za prostą formą, za motywem lekkim, ludowym. Flisak odpowiada tym potrzebom idealnie, a podnoszone przeciwko niemu zarzuty, są po prostu bezsensowne.
Kleefeld i Semrau poparli burmistrza, ale były też głosy przeciwne. Najgłośniej krzyczał radca sanitarny Wentscher.
– Czym właściwie jest flisak? – zapytał zebranych. – Jest on zawsze brudnym, często pijanym i zawszonym importerem ospy i cholery. Wielokrotnie trzeba było zakazywać mu wstępu do miasta. Jak to połączyć z estetyką i sztuką?
Spotkanie nie przyniosło oczekiwanego rozwiązania. Głównym problemem flisaka była jego narodowość, wszak zawód ten wykonywali Polacy. Dla części rajców i ofiarodawców, było nie do przyjęcia, aby Polakowi pomnik wystawiać. Przy okazji debaty pojawił się też pomysł, aby flisaka zastąpić posągiem burmistrza Strobanda. Niemal sto lat później upamiętniliśmy go, my – Polacy, a Zdrój Henryka Strobanda stanął nieopodal gmachu poczty przy Rynku Staromiejskim, gdzie niegdyś był jego rodzinny dom.
Ponad miesiąc później, dokładnie 24 maja 1913 roku, nadburmistrz zwołał drugie zebranie ofiarodawców. Tym razem przybyło tylko 35 osób. Obrady i tym razem były dość burzliwe. Za flisakiem optował Artur Semrau, radca Kleefeld oraz Oskar Thomas – kolejny z toruńskich piernikowych fabrykantów. Dyskusji w milczeniu przysłuchiwał się senior Rady Miejskiej – Robert Tilk, który w końcu nie wytrzymał i zabrał głos.
– Na wieść o pomyśle ozdobienia studzienki postacią flisaka, poczułem się szczęśliwy. Dlaczego? Nie może bowiem być nic lepszego dla scharakteryzowania toruńskiego handlu i atmosfery samego miasta. Z czasów młodości dobrze pamiętam każdorazowe przybycie flisaków. To było wielkie święto. Pierwszy zwiastun nadchodzącego lata. Na poprzednim zebraniu radca Wentscher zarzucił flisakom bardzo wiele, że przywlekli do miasta cholerę… Co za brednie. Wydawało mi się, że ten mit już dawno został obalony, wszak wszyscy powinni wiedzieć, że epidemię spowodowały głównie zatrute studnie i flisacy nie mieli z tym nic wspólnego. Mówicie, że to pijacy, ale jeśli po półrocznej nieobecności w Toruniu znów mogli spróbować dobrej i taniej wódki, czyż można brać im za złe, że trochę moczyli w niej nosy? Mówicie, że roznosili insekty, ale czy nasi żołnierze, masowo przydzielani na kwatery miejskie, nie robili tego samego? Jeśli flisak przy swej ciężkiej pracy na tratwach, w deszczu, na wietrze lub w słonecznym skwarze, nie był zawsze zbyt czysty, to trudno się temu dziwić. Flisacy, to najspokojniejsi ludzie jakich znam. Do dziś z przyjemnością wspominam ich zwyczaje, zwłaszcza chrzest przed Bramą Mostową. Pamiętam też, jak niektórzy pięknie muzykowali i jak w starym poczciwym sierżancie policji z nadwiślańskich rewirów, dopatrywali się pruskiego króla. Więc, jeśli chcecie znać moje zdanie, to marzy mi się, abym przed śmiercią ujrzał figurę flisaka na dziedzińcu ratusza.
Tilk zebrał gromkie brawa. Wesse natychmiast oznajmił, że głosuje za projektem Amberga. Wobec powyższego Hasse zarządził głosowanie. Z pośród 35 głosujących tylko 7 było przeciwnych flisakowi. Projekt przeszedł, więc przyszła pora na jego realizację. 30 maja 1913 roku poinformowano Amberga, że to właśnie jego pomysł został wybrany. 26 lipca do Torunia przychodzi wiadomość, że artysta popełnił samobójstwo. Rozpisany zostaje nowy konkurs, z zastrzeżeniem, że prace mają być oparte na pomyśle zmarłego rzeźbiarza. 7 listopada 1913 roku Hasse, Kleefeld, Semrau, Tilk i Wesse, spotykają się, aby wybrać zwycięzcę. Pada na pochodzącego z Torunia, choć mieszkającego w Charlottenburgu, Georga Wolfa. Miasto podpisuje z nim umowę 4 marca 1914 roku. Umowa przewiduje, że prace mają zakończyć się najpóźniej do 1 czerwca. Tego terminu nie udało się jednak dotrzymać. Flisak i żabki wyjechały z Charlottenburga dopiero 8 czerwca. W czasach przed FedEx-em, UPS i InPostem przesyłka nie docierała do adresata tak szybko, jak dziś. Transport dociera do naszego miasta dopiero 25 czerwca. Uroczystości zaplanowano na 28, więc trzeba było się spieszyć. Georg Wolf przyjechał do Torunia, aby dopilnować montażu. Udało się. Pomnik – studzienkę (czy, jak kto woli, pomnik – fontannę) odsłonięto 28 czerwca 1914 roku. Nieco ponad miesiąc później, 1 sierpnia 1914 r., wybuchła I wojna światowa.
jedno z pierwszych zdjęć studzienki, na zdjęciu Georg Wolf | źródło: Flisak toruński |
W dwudziestoleciu międzywojennym, figura flisaka grającego na skrzypcach była lubiana i często odwiedzana zarówno przez dzieci, jak i dorosłych; zarówno torunian, jak i turystów. Była też inspiracją dla innych artystów: malarzy, poetów. I właściwie na tym historia fontanny mogłaby się zakończyć, gdyby nie epilog dopisany przez hitlerowskiego okupanta i władzę ludową. Dość długi, bo trwający czterdzieści lat. A zaczęło się w 1943 roku…
czerwiec 1936 r., wycieczka z Inowrocławia | zdjęcie z rodzinnego archiwum autora |
Jest grudzień 1943 r., jednak nikt nie cieszy się z nadchodzących świąt. Do 24 grudnia wielu jeszcze umrze, a śpiew kolęd zostanie zagłuszony przez krzyki torturowanych w ponurym gmachu gestapo przy ul. Bydgoskiej. Do Torunia dotarła właśnie objazdowa wystawa „Nasza armia”, ukazująca potęgę militarną Niemiec. Propaganda w najbardziej prymitywnej formie lokuje się przed i na dziedzińcu ratusza. Wobec nowego „zagospodarowania przestrzeni”, studzienka z flisakiem nie pasuje okupantowi. Nakazuje ją rozebrać, a figurę z żabkami zdeponować w magazynie. Flisak schodzi do podziemi.
U schyłku wojny Ratusz Staromiejski, podobnie jak wiele innych budynków w mieście, zajęła Armia Radziecka, przekształcając go w szpital wojskowy. Polacy dobrze wiedzieli, jakim szacunkiem kacapy darzą sztukę, dlatego też ewakuowali muzealne zbiory, w tym naszego flisaka wraz z pełzającym fan-klubem. Ratusz ponownie stał się muzeum we wrześniu 1946 r., a ulubieniec torunian rozpoczął wieloletnią tułaczkę po mieście. Na początku dostał własną jednostkę pływającą w basenie na tyłach Collegium Minus. Dziś w tym miejscu jest Fontanna Cosmopolis, ale wtedy – w drugiej połowie lat ’40 – był jakiś zbiornik wodny. Flisak nie zabawił tam długo, bo na przełomie lat ’40 i ‘50 przeniesiono go przed dzisiejszy Urząd Marszałkowski, który wówczas zajmowały władze miejskie. Ale i tam nie zagrzał długo miejsca. Wreszcie w połowie lat ’50 trafił do alpinarium. Odzyskał swoje żabki, które wynurzały się z oczka wodnego i odwrócone tyłem do figury, wsłuchiwały się w niesłyszalną dla ludzkiego ucha, grę flisaka Iwo. W cieniu Krzywej Wieży, Iwo grał przez blisko trzy dekady. W 1983 r. podjęto decyzję, aby nasz skrzypek i jego pełzające groupie wrócili do centrum. Odbudowano studzienkę i 19 maja 1983 r. figura ponownie stanęła na cokole na Rynku Staromiejskim.
flisak na tyłach Collegium Minus | źródło: Flisak toruński |
lata '70, flisak w alpinarium | fot. Lech Kadlec |
Od tamtej pory właściwie nic się nie zmieniło. No, może poza kilkoma smyczkami, które swego czasu stawały się częstym łupem „łowców pamiątek”. Mimo upływu lat, popularność flisaka i żabek nie maleje. Punkt ten szczególnie upodobali sobie najmłodsi oraz… gołębie. To zrozumiałe, bo przecież flisaka nie da się nie lubić. Georg Wolf stworzył przesympatyczną postać, która towarzyszy torunianom już od ponad wieku. I miejmy nadzieję, że przetrwa kolejne.
- Powyższy tekst powstał w oparciu o książkę „Flisak toruński” Tadeusza Zakrzewskiego
- Legendę o flisaku znajdziecie między innymi w książce „Legendy i opowieści historyczne o Toruniu” Benona Frąckowskiego
L O K A L I Z A T O R
ul. Rynek Staromiejski / zachodnia ściana Ratusza
ul. Rynek Staromiejski / zachodnia ściana Ratusza
zobacz całą mapę "Po Toruniu" >>> |