ZOBACZ DRUGĄ ODSŁONĘ "Po Toruniu"

30 września 2019

📘#55: „Baśń o toruńskich piernikach” – Elise Püttner

✔️ WPIS NR 41/2019 (318)
Ta historia ma już około stu czterdziestu lat. Pod koniec XIX i na początku XX wieku, przygody Bogumiła cieszyły się tak dużym zainteresowaniem, że Baśń o toruńskich piernikach doczekała się aż trzech wznowień. Wszystkie wydania były niemieckojęzyczne. Blisko sto lat od ostatniego, Muzeum Okręgowe w Toruniu podjęło się wznowić opowieść Elise Püttner po raz czwarty, jednak tym razem w przekładzie na język polski.

Napisana przez Elise Püttner historia, jest ponadczasowa i uniwersalna, to opowieść o wielkim marzeniu i drodze do jego spełnienia. Drodze długiej i niełatwej, w pokonaniu której Bogumiłowi pomagają napotkani, w czasie wędrówki, życzliwi ludzie oraz... elfy. A wszystko zaczyna się w Toruniu. To tutaj mieszka i uczy się nasz mały bohater. Jest sierotą, wychowywanym przez ojca chrzestnego. Ten, jako miejski muzykant – organista, hejnalista, skrzypek – stara się zaszczepić w swym podopiecznym miłość do muzyki i nauczyć go gry na skrzypcach. Chłopiec jednak nie ma talentu w tej dziedzinie, pragnie być zupełnie kimś innym, chce zostać piernikarzem. To marzenie jest tak silne, że pewnej nocy ucieka za mury Torunia i wyrusza w samotną wędrówkę do odległej Helwecji, gdzie – jak słyszał – uczą zawodu, który Bogumił pragnie wykonywać.
Pochodząca z Gdańska autorka baśni, w interesujący sposób przedstawia Toruń i jego okolice. Przede wszystkim ciekawe są lokacje, które – z perspektywy czasu – mają historyczny wydźwięk. W opowieści pojawia się chociażby nieistniejący już Klasztor Sióstr Benedyktynek, zlokalizowany poza murami miasta, gdzieś nieopodal Bramy Klasztornej. W klasztorze mieszkają dobroduszne siostrzyczki, które nie tylko zaprzyjaźnią się z głównym bohaterem, ale i udzielają mu pomocy. Bogumił trafia też do legendarnego tunelu pod Wisłą, prowadzącego do Zamku Dybowskiego. Oczywiście, jest też sam zamek. Mieszka w nim pewien zgorzkniały wielmoża, którego rozgoryczenie, niechęć do ludzi i alienacja, wynika z utraty ukochanej córki – dziewczynka zwana Złotkiem jakiś czas temu została uprowadzona przez Cyganów i słuch po niej zaginął. 

Po krótkim przystanku na zamku, Bogumił wyrusza dalej. W pokonywaniu kolejnych kilometrów pomagają mu buty siedmiomilowe, pożyczone od pustelnika zamieszkującego las nieopodal polskiej warowni. Tak rozpoczyna się wielka wędrówka małego chłopca, którego serce wypełniają marzenia i ideały.

Baśń o toruńskich piernikach, to niezwykle ciepła opowieść adresowana zarówno do dzieci, jak i dorosłych. W sam raz na jesienne popołudnie. Zresztą, akcja rozpoczyna się właśnie jesienią. Pierniki, są tu jedynie smakowitym pretekstem, do opowiedzenia historii o szukaniu własnego miejsca w świecie, o wartościach i uczuciach; o bezinteresownej pomocy bliźnim; o przyjaźni i miłości. Właściwie znajdziecie tu wszystko to, co w innych starych baśniach: jest i przypowieść, i morał, jest też – co nie będzie spoilerem z mojej strony – szczęśliwe zakończenie. A w tle tego wszystkiego Toruń, jak zawsze piękny, jak zawsze magiczny, choć w jakiejś części już nieistniejący.

Uzupełnieniem całości, jest biogram Autorski, napisany przez Janusza Mosakowskiego z Uniwersytetu Gdańskiego, który nie tylko przybliża postać Elise Püttner, ale i rzuca nieco światła na okoliczności powstania Baśni o toruńskich piernikach.
O ile historia Bogumiła bardzo mi się podobała i do tłumaczenia nie mam większych zastrzeżeń, o tyle jakość wydania książeczki pozostawia wiele do życzenia. Pomijam szatę graficzną, która jednemu może się podobać, drugiemu nie. Mnie osobiście ilustracje Małgorzaty Wojnowskiej-Sobeckiej, nie przypadły do gustu, a na pewno nie oddały klimatu opowieści. Zresztą, wydanie niemieckojęzyczne z 1912 roku (dostępne w Kujawsko-Pomorskiej Bibliotece Cyfrowej), pod względem graficznym jest jeszcze gorsze. To jednak – jak wspomniałem – kwestia indywidualnych upodobań, więc nie będę się rozwodził. Rzeczą znacznie gorszą jest toporny skład książki, za którą odpowiedzialna jest również pani Wojnowska-Sobecka. Przede wszystkim interlinia! Przyjmuje się – taki jest obecnie standard – że interlinia, czyli odstęp między wierszami, wynosi 1,5 puntu, tutaj mamy tylko 1. To sprawia, że tekst zlewa się, jest go, po prostu, za dużo na stronie. Do tego dialogi bez choćby pół centymetrowego akapitu... Okropieństwo! Takiej fuszerki nie robi nawet Adam Marszałek. Wynika to albo z braku wiedzy pani odpowiedzialnej za skład, albo z chęci zaoszczędzenia na objętości. Wiadomo: mniej stron, to mniejszy koszt produkcji książki i nie ważne, że Czytelnik będzie się męczył. Minusem jest też umieszczenie przypisów na końcu książki. Jest ich tak mało i są na tyle krótkie, że można było je wrzucić na poszczególne strony. Wprawdzie dorośli nie powinni mieć problemów z terminologią, ale to w końcu baśń adresowana przede wszystkim do dzieci i lepiej byłoby, gdyby przypisy były u dołu stron. Zgubienie (najprawdopodobniej w drukarni) literki „ę” i zastąpienie go prostokątem w nazwie wydawcy, pomijam uśmiechem, chociaż to tylko potwierdza jak słaby jest poziom redakcji. Niemniej, sama historia jest warta poznania, choć książeczkę MOT cechuje - i przyznaję to z ciężkim sercem - bylejakość. Szkoda, bo bardzo czekałem na tę pozycję i sądziłem, że Wydawca z takim dorobkiem nie zawali sprawy. Niestety, pomyliłem się. Za taką cenę (25 zł za 60 s.), wszyscy powinniśmy oczekiwać czegoś znacznie lepszego.

Ale spokojnie, Muzeum Okręgowe w Toruniu nie jest jedynym wydawcą, który zdecydował się wypuścić w świat baśń Elise Püttner po polsku. Miesiąc po premierze powyższego wydania, Piernikowa Chatka wypuściła swoje, pod nieco innym tytułem - Baśń o toruńskim pierniku.

przekład: Katarzyna Kukowicz-Żarska
ISBN: 978-83-60324-97-4
wydawca: Muzeum Okręgowe w Toruniu
ilość stron: 60
rok wydania: 2019
typ okładki: miękka